[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Akterze, miecz Zafry posłuszny był jemu, ale już nie mnie.  Pot zalewał Conanowi oczy, musiał
potrząsnąć głową, by strzepnąć krople, przetarł czoło wierzchem ręki.  Albo czary przestały
działać, gdy Zafra skonał, albo, co bardziej prawdopodobne&
 Ten zdradliwy pies!!! Zwiódł mnie, oszukał!!! Podstępny łotr!!!  khan prawie tupał
nogami w bezsilnej wściekłości.
W sali zadzwięczał wesoło kobiecy śmiech.
 Khanie, czyżbyś i ty uczył się zbyt wolno?! Dlaczego nie pomyślałeś, że Conan i ja, nagrodzeni
dobrze, nawet przez chwilę nie pragnęlibyśmy władzy, twojego nieszczęścia?
Zamiast Zafrze, mogłeś zaufać nam!
Akter prawie nie słuchał Isparany, przeżuwał te chwile z przeszłości, które mogły potwierdzić
oszustwo Zafry. Tak! Kiedy rozkazywał mieczowi zabić tę akwilońską dziewkę, Mitralię, Zafra stał
za nim, i przecież Akter słyszał jego szept, ale pomyślał wtedy, że to tylko nerwy, że mag, ot,
mimowiednie powtórzył jego słowa. Lecz to nie było mimowiednie! To Zafra wyrzekł  Zabij go! i
miecz usłuchał jego, a nie khana! Tak samo musiało być za pierwszym razem, gdy miecz zabijał tę
małą Shanki! O, podły, podstępny Zafra! Oby trafił do piekła i smażył się tam po wieczny czas!
Nagle zmartwiał. Przypomniał sobie, że oto jest sam w komnacie z tym barbarzyńskim psem i jego
kobietą, i że oboje naprawdę mają powody, by&
 Nie wołaj swoich ludzi, Akterze, bo uduszę cię, zanim zdążą wyłamać te drzwi  cicho
powiedział Conan, zbliżając się do tronu.
W tej chwili po drugiej stronie drzwi rozległy się krzyki, szczęk oręża, przekleństwa i jęki&
21
TRON ZAMBOULI
Patrzyli na te drzwi, jakby chcąc przeniknąć wzrokiem drewniane grube kasetony.
Dochodzące z korytarza odgłosy walki szarpały im nerwy. Khan siedział jak na szpilkach, on jeden
naprawdę nie miał pojęcia, co tam się może dziać, skąd nagle prawdziwa bitwa pod jego drzwiami,
kto zaatakował, bo przecież nie nędzni Shanki& Conan i Isparana nie zwracali na niego uwagi,
Isparana czuła, że Conan coś wie, lecz nie śmiała teraz go pytać. On wiedział, tak.
Słyszał, choć słabo, stłumione odległością, stłumione grubością drzwi znajome głosy, i swoją duszą
wojownika, całą duszą, pragnął, by Balad ze swymi ludzmi szybko rozgromił
Thornów w korytarzu.
Odgłosy walki z wolna zaczęły cichnąć. Ustały zupełnie. Potem zapadła cisza.
Conan spojrzał na Isparanę, ujrzał pytanie w jej szeroko otwartych oczach.
 Balad zwyciężył  powiedział z powagą. Głowica miecza załomotała od tamtej strony w drzwi.
 AKTERZE! Twoi strażnicy są martwi! Nie ma już Khan Khilayim. Kapitan śmiertelnie ranny.
Jhabiz poddał się i błagał na kolanach, bym mu pozwolił przyłączyć się do nas. Pałac jest mój!
Słyszysz, Akterze? PAAAC NALE%7łY DO BALADA! Otwórz drzwi, Akterrr!!!
Akter siedział na tronie sparaliżowany strachem. Nie był w stanie poruszyć się ani odezwać.
Conan wolnym krokiem przeszedł obok niego, minął tron i z łatwością, choć bez
pośpiechu, zdjął miecz ze ściany. Umocował pochwę do swego pasa. Nagle jednak zatrzymał
się, zmarszczył brwi, wyciągnął miecz z pochwy. Trzymał przez chwilę nagie ostrze w rękach,
przyglądając mu się w skupieniu. A potem cisnął miecz po posadzce ku drzwiom.
Jechał długim ślizgiem, brzęcząc o marmury, ten ostatni oręż Zafry  maga, którego zemsta mogła
zza grobu dosięgnąć żyjących. Jaki los żywym przeznaczyli bogowie? Jaką miecz odegra tu rolę?
Conan westchnął, gdy wysadzane kamieniami cacko zatrzymało się o krok od drzwi.
Jeszcze raz załomotano u wejścia rękojeścią miecza, bębniła uderzając w drewno. Akter wpatrywał
się w ten jeden punkt, jak zaczarowany. Nagle szepnął:
 Otwórzcie drzwi.
Isparana potrząsnęła głową.
 Nie.  Odsunęła się od leżącego miecza, przeszła kilka kroków wzdłuż ściany.
Akter był bardzo blady. Oderwał wreszcie wzrok od drzwi. Spojrzał na Conana.
 Conanie?
 Nie, Akterze. Tylko ty możesz otworzyć im drzwi. Nie mam pojęcia, ilu niewinnych ludzi
wymordowałeś dla samej przyjemności patrzenia jak umierają, ilu z chciwości, ze strachu. Ale
zamordowanie małej Shanki było twoim wielkim błędem. Wydanie na tortury Isparany i mnie 
drugim. Zaufanie, jakim obdarzyłeś Zafrę, wiara w ten diabelski miecz to był ostatni błąd. Pora, by za
błędy zapłacić. Masz okazję pomówić z tymi, których od lat miałeś za nic.
Conan mówił spokojnie, Akter wpatrywał się w niego. Oczy khana były puste, Conan nie widział w
nich nienawiści ani żalu z powoda zła, jakie czynił przez lata swych rządów. Nie było w tych oczach
nawet błagania o litość. Może tylko był strach, a może świadomość, że tego, co teraz się stanie, w
żaden sposób nie można uniknąć. Ale Conan nie miał pewności, czy dobrze odczytał spojrzenie
Aktera.
Akter wstał. Zstąpił po szerokich stopniach, wiodących od tronu przez podwyższenie do płyt
posadzki. Zebrał w garść fałdy szaty i szedł przez salę ku drzwiom. Zatrzymał się.
Podniósł małą dzwignię uwalniając antabę. Belka, szczęknąwszy, podjechała do góry.
Odwrócił się od drzwi, długim spojrzeniem ogarnął Isparanę, Conana, leżący na posadzce miecz.
Ruszył z powrotem do swego tronu.
Conan w milczeniu przyglądał się, jak khan wolno wspinał się po stopniach  zmęczony stary
człowiek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •