[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Liz rozejrzała się i dostrzegła Jonasa opartego o ścianę. Czekał spokojnie, a\ Liz na
niego spojrzy. Wtedy podszedł i wycisnął mocny pocałunek na jej ustach.
- Miło cię widzieć - wymruczał jej w ucho i sięgnął po torby i kwiaty, które upuściła. -
Sądzę, \e to dla ciebie - powiedział, podając bukiet matce Liz.
- O, tak. Zupełnie zapomniałam - przytaknęła zarumieniona Liz.
- Dziękuję, są śliczne - odparła jej matka z uśmiechem. - Jonas odwiezie nas teraz do
hotelu. Zaprosiłam go na kolację - powiedziała matka. -Mam nadzieję, \e się nie gniewasz.
Zresztą, zawsze szykujesz więcej jedzenia.
- Nie. To znaczy, tak. Oczywiście - Liz na przemian kiwała i kręciła głową.
- No to do zobaczenia wieczorem - powiedziała jej matka i pocałowała córkę na
po\egnanie. - Zostawiamy was same. Wiem, \e ty i Faith chcecie mieć trochę czasu tylko dla
siebie.
- Ale ja...
- Tam są nasze baga\e - zwróciła się matka do Jonasa.
Zanim Liz się obejrzała, została sama z Faith.
- Czy mo\emy zajrzeć po drodze do pana Pessado? - dopytywała się dziewczynka.
- Tak - zgodziła się Liz, myśląc o czym innym.
- A dostanę cukierka?
- Coś mi się zdaje, \e ju\ jadłaś słodycze - zaśmiała się Liz, wskazując na widoczne
plamy po czekoladzie na bluzeczce córki.
- Chodzmy do domu - powiedziała Faith, wiedząc, \e pan Pessado jej nie zawiedzie.
Liz wstrzymała się z pytaniami do chwili, gdy rozpakowała swój prezent, powiesiła
kryształowego ptaszka od Faith w oknie i nakarmiła córkę.
- Faith... - zaczęła, starając się, by jej głos brzmiał normalnie. - Kiedy poznałaś pana
Sharpe'a?
- Jonasa? Przyszedł kiedyś do babci - odparła, popijając mleko.
- Do babci? A kiedy to było?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mogę ju\ dostać lody?
- Faith, a mo\e wiesz, po co on przyszedł do babci? - pytała dalej.
- Chyba chciał z nią o czymś porozmawiać. I z dziadkiem te\. Został na obiad.
Domyśliłam się, \e babcia go lubi, bo zrobiła wiśniowe ciasteczka. Ja te\ go lubię. Umie grać
na pianinie, wiesz? - spytała dziewczynka i wzięła z rąk matki olbrzymią porcję lodów. -
Byliśmy razem w zoo.
- Co? - zachłysnęła się Liz i w ostatniej chwili złapała miskę z lodami, która
wymknęła się jej z rąk. - Jonas zabrał cię do zoo?
- Mhm. W sobotę. I karmiliśmy małpki - powiedziała Faith i zachichotała. - On
opowiada zabawne historyjki. A ja upadłam i starłam sobie kolano - skrzywiła się na to
wspomnienie i podciągnęła nogawkę spodni, aby pokazać ranę.
- Och, kochanie - westchnęła współczująco Liz i pocałowała niewielkie zadrapanie. -
Jak to się stało?
- Biegałam w zoo. Wiesz, \e w moich nowych tenisówkach mogę biec naprawdę
szybko? I wcale nie płakałam, jak upadłam.
- Oczywiście, przecie\ jesteś bardzo dzielna - przytaknęła Liz i poprawiła spodnie
córki.
- A Jonas wcale się nie wściekł, tylko wytarł mi kolano chusteczką. Było mnóstwo
krwi - powiedziała z przejęciem i uśmiechnęła się. - Powiedział, \e mam takie same śliczne
oczy, jak ty.
- Naprawdę? A co jeszcze mówił?
- Och, rozmawialiśmy o Meksyku i Houston. Pytał, gdzie mi się bardziej podoba.
Liz poło\yła dłonie na kolanach córki i pomyślała, \e dla niej zdanie dziecka te\ jest
najwa\niejsze.
- I co mu odpowiedziałaś?
- śe podoba mi się tam, gdzie ty jesteś- powiedziała Faith i wyjadła resztkę lodów z
miseczki. - A on się ze mną zgodził! Czy Jonas zostanie twoim chłopakiem?
- Moim... - Liz z trudem pohamowała wybuch śmiechu. - Nie.
- Mama Charlene ma chłopaka, ale on nie jest tak wysoki jak Jonas. I na pewno nie
zabiera jej do zoo. Jonas powiedział, \e mo\e razem wybierzemy się na jakąś wycieczkę.
Wybierzemy się, prawda, mamo?
- Zobaczymy - mruknęła Liz i zaczęła zmywać miskę po lodach.
- Ktoś idzie! - zawołała Faith i pobiegła otworzyć drzwi. - To Jonas!
- Faith! - krzyknęła Liz i wybiegła za córką.
Nie zdą\yła jej zatrzymać i po chwili zobaczyła, \e dziewczynka z rozpędu rzuca się
w ramiona Jonasa. Mę\czyzna złapał ją i ze śmiechem uniósł do góry. Zrobił to tak
naturalnie, jakby od zawsze opiekował się niesfornymi dziećmi. Liz zaczęła nerwowo
miętosić ściereczkę, którą trzymała w dłoniach.
- Przyszedłeś - powiedziała zachwycona Faith. - Właśnie o tobie rozmawiałyśmy.
- Tak? - Jonas pogłaskał dziewczynkę po głowie i popatrzył na Liz. - To zabawne, bo
ja właśnie o was myślałem.
- Będziemy robić paellę, bo to ulubione danie dziadka. Mo\esz nam pomóc - paplała
wesoło dziewczynka.
- Faith! - skarciła ją Liz.
- Chętnie - wtrącił Jonas. - Ale najpierw muszę porozmawiać na osobności z twoją
mamą.
- Czemu? - skrzywiła się Faith.
- Bo muszę ją przekonać, \eby za mnie wyszła. Jonas nie zwrócił uwagi na
westchnięcie Liz, tylko uwa\nie wpatrywał się w oczy dziecka.
- Mama powiedziała, \e nie jesteś jej chłopakiem. Pytałam! - odparła Faith,
wydymając usta.
- Trzeba ją tylko namówić - szepnął jej do ucha i radośnie się uśmiechnął.
- Babcia mówi, \e mojej mamy nie mo\na do niczego przekonać. Jest okropnie uparta.
- Ja te\ jestem uparty, a w dodatku moim zawodem jest przekonywanie ludzi. Ale
mo\e mogłabyś się pózniej za mną wstawić.
- No dobra - zgodziła się Faith z uśmiechem. - Mamo, mogę zobaczyć się z Roberto?
Podobno ich suka ma szczeniaki.
- Idz, ale tylko na chwilkę - powiedziała Liz, prostując i znów gniotąc ścierkę.
- Twoja córka jest naprawdę wspaniała - odezwał się Jonas z zachwytem, gdy Faith
pobiegła do domu swojego kolegi. - Porozmawiamy w domu, czy tutaj?
- Jonas, nie wiem, czemu wróciłeś, ale...
- Oczywiście, \e wiesz.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- W porządku - Jonas skinął głową. - Skoro nie chcesz rozmawiać, zaciągnę cię do
domu i będę kochał tak długo, a\ spojrzysz na wszystko z właściwej perspektywy. Zrozum
wreszcie, \e cię kocham.
- Jonas, wiesz, \e to niemo\liwe - szepnęła i odwróciła wzrok.
- Błąd. To jest mo\liwe. Liz, ty mnie potrzebujesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •