[ Pobierz całość w formacie PDF ]

następne pięć miesięcy bez dalszych komplikacji.
Ponieważ uznaÅ‚a, że od biedy może zaakceptować Mi­
chaela, jego towarzystwo też nie będzie jej wadzić. Miała
nadzieję, że uda im się w miarę bezboleśnie przetrwać zimę
pod jednym dachem.
SpojrzaÅ‚a na rysunek i z przerażeniem stwierdziÅ‚a, że na­
szkicowała jego twarz. Dobrze uchwyciła rysy, oddała ich
wyrazistość i butne spojrzenie, a równoczeÅ›nie pewnÄ… wraż­
liwość i inteligencję. Była to interesująca twarz. Wyrwała
kartkę z bloku, zmięła ją i cisnęła do kosza na śmieci. Po
prostu zamyÅ›liÅ‚a siÄ™ i bezwiednie to narysowaÅ‚a, ot i wszyst­
ko. Wzięła ołówek, odłożyła go, wyciągnęła szkic z kosza.
Bądz co bądz to sztuka, powiedziała sobie, wygładzając
portret.
Praca jakoś mu nie szła. Siedział przy biurku i stukał
w maszynÄ™ jak oszalaÅ‚y przez pięć minut. Potem przez piÄ™t­
naście patrzył przed siebie. To do niego niepodobne. Kiedy
zaczynał pisać, pracował bez przerwy, dopóki nie skończył
odcinka.
Odchylił się w krześle i wziął do ręki ołówek. Trzymał go
tak, jakby to był papieros. Niezależnie od tego, co mówią
statystyki, nie powinien był rzucać palenia. To dlatego nie
jest w stanie się skupić. Wstał od biurka i podszedł do okna.
Pawilon, w którym pracowała Pandora, był dobrze widoczny.
Wyglądał swojsko, pokryty cieniutką warstewką pierwszego
śniegu.
Pandora nie jest taka, jak siÄ™ spodziewaÅ‚. Jest delikatniej­
sza, subtelniejsza, cieplejsza. Rozmowa z niÄ… sprawia mu
84 SKAZANI NA SIEBIE
przyjemność bez względu na to, czy się spierają i zawzięcie
dyskutujÄ…, czy spokojnie wymieniajÄ… poglÄ…dy na różne spra­
wy. Z PandorÄ… nie prowadzi siÄ™ banalnych rozmówek o ni­
czym, nie wygłasza się sloganów i komunałów. Trzeba cały
czas uważać i wytężać umysł.
Niełatwo mu było przyznać się, że właściwie polubił jej
towarzystwo. Tygodnie, które spędzili razem w Jolley's Fol-
ley, minęły niespodziewanie szybko, przy czym nie groziła
im nuda. OdrzuciÅ‚ atrakcyjne zaproszenie od asystentki swe­
go producenta, ponieważ... Ponieważ, przyznał po chwili
namysÅ‚u, nie chciaÅ‚ spÄ™dzić nocy z kobietÄ…, wiedzÄ…c, iż my­
ślami byłby z inną.
W jaki sposób ma teraz przezwyciężyć ten nieoczekiwany
i niepożądany pociąg do kobiety, która prędzej wybierze się
z nim na eskapadę rowerową niż na spacer przy księżycu?
Romantyczne kobiety zawsze go pociągały, ponieważ sam
był, nie da się ukryć, romantyczny. Lubił światło świec, cichą
muzykÄ™, dÅ‚ugie samotne spacery. AdorowaÅ‚ kobiety w spo­
sób staroÅ›wiecki, bo gustowaÅ‚ we wszystkim, co trÄ…ciÅ‚o my­
szką. Nie kłóciło się to z faktem, że od czasu studiów był
zagorzałym zwolennikiem równouprawnienia. Romantyzm
i poglądy społeczne to były dwa różne światy. Fakt, że był
zwolennikiem jednakowej pÅ‚acy za jednakowÄ… pracÄ™ nieza­
leżnie od pÅ‚ci, nie przeszkadzaÅ‚ mu w zaproponowaniu ko­
biecie przejażdżki po parku dorożką.
Wiedział, że gdyby posłał Pandorze tuzin białych róż,
narzekałaby na kolce.
Pragnął jej. Nawet nie starał się udawać, że jest inaczej.
A kiedy czegoś lub kogoś pragnął, zmierzał do tego jednym
z dwóch sposobów. Planował najlepszą strategię, a potem, po
SKAZANI NA SIEBIE 85
zrobieniu pierwszego kroku, subtelnie manewrował. Jeśli te
zabiegi nie przynosiły rezultatów, rezygnował z subtelności
i sięgał po to, czego chciał, obiema rękami. Na ogół ani jedna,
ani druga metoda go nie zawiodła.
O ile zdołał się zorientować, żadna z nich nie nadawała się
do zdobycia Pandory. W jej przypadku należało obmyślić
nowÄ… strategiÄ™.
Interesujące wyzwanie, uznał, uśmiechając się do siebie.
Nic bardziej go nie podniecało niż nowe wyzwanie. Czy
kiedykolwiek przyszłoby mu do głowy, że Pandora okaże się
tak fascynujÄ…cÄ… osobowoÅ›ciÄ…? BÄ™dzie musiaÅ‚ nad niÄ… popra­
cować jak nad scenariuszem.
Bohater i bohaterka mieszkajÄ… w jednym domu, zaczÄ…Å‚.
PociÄ…gajÄ… siÄ™ wzajemnie, choć niechÄ™tnie siÄ™ do tego przyzna­
ją. Bohater jest inteligentny, czarujący. Ma ogromną siłę woli.
Czyż nie rzucił palenia pięć tygodni, trzy dni i czternaście
godzin temu? Bohaterka jest osobą upartą i zaciętą, często
arogancjÄ™ myli z niezależnoÅ›ciÄ…. Bohater powoli kruszy pan­
cerz, za którym się chroni, ku ich obopólnemu zadowoleniu.
Rozparł się w fotelu i zachichotał. Mógłby zrobić z tego
sztukę. Trzeba by dodać trochę akcji, ale wątek główny już
ma. Oczami wyobrazni widział już swoje dzieło na deskach
scenicznych, ale musiał wrócić do serialu.
Pracował bez przerwy przez dwie godziny. Niechętnie
odpowiedział na pukanie do drzwi.
- Przepraszam, panie Donahue - powiedziaÅ‚ Charles, dy­
sząc jeszcze po wejściu na schody.
- Słucham... - Michael skończył akapit.
- Telegram do pana.
- Telegram? - zdziwił się Michael. Jeśli w Nowym Jorku
86 SKAZANI NA SIEBIE
wyniknęły jakieś problemy, powinni zadzwonić. - Dziękuję
- odparł, biorąc telegram od Charlesa. - Pandora jeszcze
u siebie?
- Tak, sir - odrzekł. - Sweeney jest zła, że panna McVie
nie była na lunchu. Kolacja będzie za godzinę. Odpowiada to
panu?
- Oczywiście. Powiedz Sweeney, żeby się nie martwiła.
- Dziękuję, sir, i jeśli mi wolno powiedzieć, to bardzo
lubię pana serial. Ostatni odcinek był pasjonujący.
- Miło mi to słyszeć, Charles - ucieszył się Michael.
- Z panem McVie oglądaliśmy go razem. Nie opuścił ani
jednego odcinka.
- Gdyby nie Jolley, prawdopodobnie nie byłoby serialu
- zamyślił się Michael. - Bardzo mi brak wuja.
- Nam wszystkim. Dom wydaje siÄ™ taki cichy i pusty, ale
ja... - Charles zawahał się.
- Mów, Charles - zachęcił go Michael.
- Chciałbym, żeby pan wiedział, że Sweeney i ja bardzo
siÄ™ cieszymy, że możemy sÅ‚użyć panu i pannie McVie. Byli­
śmy zadowoleni, że pan McVie zostawił wam swój dom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •