[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamrugał oczami. To był samochód pana Mullinsa.
- Nie ruszajcie się! - krzyknął pan Mullins, wysiadając z samochodu.
Chłopcy zobaczyli, \e z tyłu samochodu wyskakuje Czołg. Podszedł do nich powoli, nie
spuszczając wzroku z drugiego psa.
Przez chwilę dwa ogromne husky stały naprzeciw siebie, wyszczerzając kły i je\ąc sierść na
grzbiecie. Nil wstrzymał oddech. Był pewien, \e zaraz się na siebie rzucą. Trzęsąc się z zimna
i ze strachu, patrzył na psią wojnę nerwów.
Czołg zawarczał. W odpowiedzi drugi pies zawarczał jeszcze głośniej. Olbrzymy podeszły do
siebie. Chłopcy zamarli z przera\enia. Odetchnęli z ulgą, kiedy dziki pies zaczął obwąchiwać
uszy Czołga.
Pan Mullins przez chwilę obserwował psią ceremonię powitania, po czym podszedł do
chłopców.
- Wiedziałem, \e tu jesteście.
125
- Dzię... dziękujemy, panie Mullins - wymamrotał Nil.
- Jak się tu znalezliście? - spytał gospodarz i popatrzył na chłopców badawczo.
- Zginął nam szczeniak ze schroniska - powiedział Nil. - Zlady prowadziły na wzgórza. Potem
zobaczyliśmy dwa psy - zakończył, podając panu Mullinsowi noktowizor.
Pan Mullins zmarszczył brwi. Podszedł powoli do psów. Dziki husky bacznie śledził ka\dy
jego ruch. Czołg machał ogonem i dawał obcemu psu do zrozumienia, \e ten człowiek nie jest
wrogiem.
- Szczeniak jest za ścianą - powiedział Nil.
Pan Mullins wyciągnął otwartą dłoń, \eby dziki husky mógł ją powąchać. Ale pies
zignorował gest przyjazni. Zawarczał, kiedy mę\czyzna ruszył w stronę chaty.
- W porządku, stary - łagodnie przemówił pan Mullins.
Wreszcie dziki husky przestał warczeć. Pozwolił panu Mullinsowi wejść do szopy. Farmer
wrócił po chwili.
- Rzeczywiście, tam jest szczeniak. A nawet kilka. Ale nie wasze, tylko jej - powiedział.
Nil poczuł skurcz w \ołądku.
- Jest pan pewien? - spytał nieśmiało.
- Oczywiście - odparł pan Mullins. - Nigdy się nie mylę. Mogą mieć najwy\ej sześć tygodni.
126
- Mo\emy je zobaczyć?
- Nie mo\ecie! - krzyknął gniewnie. - Ju\ i tak narozrabialiście!
Nil zacisnął usta.
- W takim razie gdzie jest Kopacz? - zastanawiał się.
- Kto? - zapytał pan Mullins.
- Kopacz to imię tego zaginionego szczeniaka - wyjaśnił Nil.
- Nie wiem - powiedział farmer i wzruszył ramionami. - Mo\e byście ju\ poszli do domu?
Czeka mnie jeszcze sporo roboty, muszę przecie\ zabrać tę sukę i jej małe do domu. Nie
potrzebuję dodatkowych kłopotów - oświadczył, patrząc na chłopców.
Nil pokiwał głową. Był zbyt zmęczony i zawiedziony, \eby protestować.
- Proszę tylko obiecać, \e przyjedzie pan do nas i powie, czy husky i jej dzieci są całe i
zdrowe? - poprosił nieśmiało.
- Dobra, dobra - zgodził się pan Mullins.
Pół godziny pózniej chłopcy siedzieli w domu państwa Parkerów i kończyli swoją opowieść.
- Chris i ja byliśmy pewni, \e natrafiliśmy na ślad Kopacza, który poszedł za bestią, a okazało
się, \e znalezliśmy sukę wraz z małymi - opowiadał nieskładnie Nil.
127
- W ten sposób rozwiązaliśmy tajemnicę Bestii z Compton! - zakończył Chris, rozsiadając się
wygodnie w fotelu.
Emilka ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy.
- To niesamowite... - wyszeptała. Chłopcy byli bardzo zmęczeni.
- Zasłu\yliście na gorącą czekoladę i kawałek ciasta - powiedziała pani Parker.
Ojciec nie odezwał się ani słowem, ale Nil zauwa\ył, \e pod gęstą brodą ukrywa uśmiech.
- Pozostaje nam teraz zwrócić noktowizor panu Hamleyowi... Tylko tak, \eby niczego nie
zauwa\ył. Pomo\e nam pan, prawda? - Chris z miną niewiniątka zwrócił się do pana Parkera.
- Na pewno wam nie pomogę - odpowiedział ze śmiechem tata. - Ale biorąc pod uwagę wasze
dzisiejsze osiągnięcia, nie wątpię, \e dacie sobie radę! - Twarz pana Parkera zachmurzyła się.
- Wiecie, \e bardzo dziś ryzykowaliście - powiedział powa\nie, zwracając się do
chłopców.
- Gdyby nie pan Mullins, na pewno nie byłoby wam teraz do śmiechu.
Chłopcy pokiwali głowami. Nil zamyślił się.
- A co z Sarą? - spytał po chwili.
- Jest u siebie w pokoju. Cały czas naburmuszona - powiedziała mama.
Nil westchnął. Prawie wszystko dobrze się
128
skończyło. Sprawa Bestii z Compton została rozwiązana. Chłopiec miał nadzieję, \e pan
Gilmour zdoła namówić kierowniczkę domu opieki, by przyjęła Groma. Gdyby jeszcze
odnalazł się Kopacz...
Kiedy pani Parker wnosiła ciasto i gorącą czekoladę, na podwórko zajechał du\y samochód.
Bob Parker otworzył drzwi. Na progu stał pan Mullins.
- Cała rodzina le\y na tylnym siedzeniu - powiedział. - Jadę teraz do weterynarza. Jeden ze
szczeniaków nie wygląda najlepiej.
- Mo\emy je zobaczyć? - błagała Emilka. Pan Mullins zawahał się.
- Myślę, \e tak - zgodził się po chwili. - Ale tylko przez szybę. I nie wystraszcie ich.
Najszybciej jak mo\na wyszli z domu. Czołg siedział karnie z przodu, a Bestia z Compton
le\ała na tylnym siedzeniu, owinięta w ciepły koc. Do jej wychudzonego ciała tuliły się
szczenięta.
- Najwy\sza pora, \eby ktoś się nią zaopiekował - stwierdził Nil.
Pan Mullins pokiwał głową.
- Lepiej ju\ pojadę. Weterynarz czeka. Ojciec podał farmerowi rękę.
- Jeśli mo\emy w czymś pomóc, proszę dać znać - zaproponował na po\egnanie.
- Dobrze - zgodził się pan Mullins. - Myślę, \e
129
sporo wody upłynie, zanim suka przywyknie do \ycia wśród ludzi. Na razie ja się nią
zaopiekuję.
- Oczywiście - odparł pan Parker.
- Kiedy Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zamykało nielegalną hodowlę psów,
brakowało jednej suki rasy husky - powiedział pan Mullins.
- Sądzę, \e właśnie ją znalezliśmy.
Po\egnali farmera i weszli do domu. Chris dał Nilowi kuksańca.
- Hej, stary! Dostaniemy nagrodę od redakcji  Nowinek z Compton!" - krzyknął uradowany.
- O nie! - zaprotestował pan Parker. - Te pieniądze przydadzą się panu Mullinsowi. Musi
wykarmić dodatkowych pięć psów i opłacić weterynarza - powiedział z uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •