[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjemność sprawi mi światło słoneczne i wiatr dmuchający w twarz.
Ale brr!... jaki ten wiatr zimny!
Wiatr był rzeczywiście chłodny. Surowy podmuch od wschodu niósł
zapowiedz bliskiej ju\ zimy. Wirując nad szczytem i omiatając
ramiona Gór, jęczał wśród skał. Krasnoludy, po długich godzinach
spędzonych w gorącym zaduchu smoczej jamy, teraz, w słońcu, dr\ały
z zimna. Nagle Bilbo uprzytomnił sobie, \e jest nie tylko zmęczony,
lecz tak\e okropnie głodny.
- Zdaje się, \e mamy ju\ pozny ranek - rzekł. - Myślę, \e pora mniej
więcej na śniadanie, jeśli w ogóle jest coś do jedzenia. Ale nie byłoby
chyba bezpiecznie ucztować pod frontowym wejściem domu Smauga.
Chodzmy gdzieś, gdzie będzie mo\na spokojnie usiąść na chwilę. -
Racja - poparł go Balin. - Wiem nawet, gdzie powinniśmy pójść: do
starej stra\nicy na południowo-zachodnim cyplu Góry.
- Jak to daleko? - spytał hobbit.
- Pięć godzin marszu, jak sądzę, i to dość ucią\liwego. Droga spod
Bramy wzdłu\ lewego brzegu strumienia jest, zdaje się, zniszczona.
Ale spójrzcie! Rzeka robi pętle na wschód i przecina dolinę Dal,
płynąc pod ruinami miasta. W tym miejscu był niegdyś most
prowadzący do stromych schodów, którymi mo\na wspiąć się na
prawy brzeg a\ do drogi wiodącej ku Kruczemu Wzgórzu. Z drogi w
bok biegnie, a przynajmniej biegła kiedyś ście\ka w górę, wprost do
stra\nicy. Cię\ka wspinaczka zresztą, nawet jeśli stare stopnie
zachowały się do dziś.
- Biada mi! - jęknął hobbit. - Znowu marsz i znowu wspinaczka, a
wcią\ na czczo! Ciekaw jestem, ile śniadań, obiadów i kolacji ominęło
nas w tej obrzydliwej dziurze, gdzie nie było nawet zegara.
W rzeczywistości tylko dwie noce i jedeń dzień (wcale zresztą nie
najściślejszego postu) upłynęły od chwili, gdy smok zburzył
zaczarowane drzwi do tunelu, Bilbo jednak stracił rachubę czasu i
uwierzyłby zarówno, gdyby mu ktoś powiedział, \e trwało to jeden
dzień, jak i tydzień. - Wypraszam sobie! - rzekł śmiejąc się Thorin,
który znów nabierał otuchy, czując chrzęszczące w kieszeni
drogocenne kamienie. - Nie nazywaj mojego pałacu obrzydliwą dziurą!
Poczekaj, a\ go sprzątniemy i odnowimy!
- Nie nastąpi to, póki Smaug \yje - posępnie odparł Bilbo. - Ale
gdzie on się tymczasem podziewa? Za tę informację oddałbym sute
śniadanie. Mam nadzieję, \e nie przygląda się nam na przykład ze
szczytu Góry. To przypuszczenie mocno zaniepokoiło krasnoludy,
skwapliwie oświadczyły więc, \e rada Bilba i Balina wydaje im się
najlepsza. - Musimy się stąd wynieść - rzekł Dori. - Mam wra\enie, \e
czuję na plecach wzrok Smauga.
- Zimno tu i pusto - powiedział Bombur. - Wody nie brak, ale
jedzenia nie widzę. W takiej okolicy smok pewnie stale jest głody.
- Chodzmy stąd, chodzmy! - krzyknęli inni. - Spróbujmy tej ście\ki
Balina.
Powleki się wśród głazów lewym brzegiem rzeki - nad prawym
wznosiła się naga, niedostępna ściana skalna - a na tym
spustoszonym bezludziu Thorin szybko znów stracił humor. Most, o
którym mówił Balin, zastali rozwalony, zapewne ju\ od dawna; tylko
resztki kamiennych filarów sterczały tu i ówdzie z płytkiej, wartkiej
wody. Przeprawili się jednak bez większych trudności w bród, znalezli
stare schody i wydostali się na wysoką skarpę. Idąc dalej, wkrótce
trafili na starą drogę i doszli nią do głębokiej kotlinki osłoniętej
skałami; odpoczęli tu trochę i zjedli jakie takie śniadanie, zło\one
przewa\nie z "kramów" i wody. (Jeśli chcesz wiedzieć, co w tym
wypadku znaczy "kram", muszę wyznać, \e
dokładnego przepisu na tę potrawę nie znam, ale jest to rodzaj
sucharów, nie psujących się właściwie nigdy, podobno bardzo
posilnych, lecz na pewno nieponętnych, zgoła nieinteresujących,
chyba tylko z punktu widzenia gimnastyki szczęk. Suchary te
wypiekali ludzie znad Jeziora specjalnie na dłu\sze wyprawy).
Posiliwszy się ruszyli dalej; droga odchylała się teraz na zachód i
oddalała od rzeki, zbli\ając natomiast do ogromnego ramienia Góry
wysuniętego w kierunku południowym. W końcu dotarli do ście\ki.
Pięli się stromo w górę; wędrowcy wlekli się gęsiego, powoli, tak \e
dopiero póznym popołudniem, gdy zimowe słońce ju\ zni\ało się ku
zachodowi, stanęli na grani.
Znalezli płaską platformę odsłoniętą z trzech stron, ale od północy
zamkniętą skalną ścianą, w której ział otwór na kształt drzwi.
Rozciągał się stąd rozległy widok na wschód, południe i zachód.
- Tu - rzekł Balin - za dawnych czasów trzymaliśmy zawsze stra\e. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •