[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaaferowany, by na nią spojrzeć, a ona sama wierzyła, że
wśród innych, podobnie ubranych, bawarskich dziewcząt
odwiedzających piwiarnię, strój jej pozostanie niezauważony.
Równocześnie nie mogła się powstrzymać, aby nie zadać
sobie pytania, czy będzie przyciągać uwagę mężczyzn. Tu
przemknął jej przez myśl książę Maksymilian i ten przystojny
Bawarczyk, którego widziała dzisiejszego ranka.
Założyła czarne pantofle i po chwili z wianuszkiem
wpiętym we włosy ostatni raz spojrzała na swe odbicie w
lustrze. Oczy jej błyszczały w oczekiwaniu tego, co miało
wkrótce nastąpić, nie tylko dlatego, że nowy strój był
niezwykle twarzowy. We własnych oczach wyglądała bardzo
młodo i bardzo radośnie.
- Dziękuję ci, Gretel! Dziękuję! - wykrzyknęła. - Chyba
nigdy ci się nie odwdzięczę za to, co dla mnie zrobiłaś! To
będzie naprawdę najwspanialsza noc w moim życiu!
Przerwała, by dodać po chwili:
- Czy dotrzymasz tajemnicy? Nie powiesz nikomu? Jutro
musisz przyjść do mego pokoju skoro świt, by zabrać ten
strój..
- Tak zrobię, gnadige Fraulein - odparła Gretel - ale mogę
go także zabrać zaraz po twoim, pani, powrocie. Mam nocną
służbę na tym piętrze.
- W takim razie zadzwonię na ciebie, ale dopilnuj, abyś to
ty odpowiedziała na moje wezwanie - powiedziała Tylda.
Dała pokojówce dwa złote talenty dla Róży za
wypożyczenie stroju i dodała:
- Tobie dam jutro jeszcze dwa, za to, że byłaś dla mnie
tak mija.
- To za dużo, o wiele za dużo, gnadige Fraulein -
zaprotestowała Gretel.
Tylda pomyślała sobie, że pokojówka na pewno była
zadowolona i bez wątpienia już teraz wyobrażała sobie ładny
nowy strój, jaki będzie mogła kupić za otrzymane pieniądze.
Trochę niepewna przeszła korytarzem i zeszła schodami na
pierwsze piętro.
Poprosiła profesora, by nie czekał na nią w hallu, a na
pierwszym piętrze przy schodach, tak by mogli opuścić hotel
bocznym wyjściem.
Spotkała go tam i krzyknęła z zachwytu.
On także ubrał się po bawarsku.
Chociaż był już starszym i raczej tęgim mężczyzną,
skórzane krótkie spodnie i zielony kaftan świetnie na nim
leżały. Prezentował się jednak nieco dziwnie w oczach kogoś,
kto widział go stale w ciemnym garniturze, który nosił jako
profesor języków obcych.
- Przywiozłem to ze sobą - wyjaśnił profesor lekko się
rumieniąc. - Po prostu na wypadek, gdybym musiał spotkać
się z którymś z mych bawarskich przyjaciół.
- Bardzo się cieszę, że tak się stało - rzekła Tylda - i
bardzo dumna jestem z mego towarzysza. Mam nadzieję, że ja
też nie przynoszę panu wstydu.
- Wyglądasz czarująco, lady Wiktorio - podziwiał ją
profesor - lecz nie powinniśmy tak postępować,
- Och, profesorze, jest już za pózno, aby się wycofać -
powiedziała z uśmiechem Tylda. - Aha, jeszcze jedno -
umawiamy się, że ja jestem pańską bratanicą Tyldą, a pan jest
moim  Wujkiem Heinrichem". Niech się pan nie waży nawet
wyszeptać imienia  Wiktoria", bo ktoś mógłby to usłyszeć.
Profesor jęknął, lecz nic nie odpowiedział. Tylda zbiegła z
profesorem schodami w dół, skąd można było dojść do
bocznych drzwi hotelu. Wyszli na ulicę.
- Czy to daleko? - zapytała Tylda.
- Nie, do Hofbrauhausu jest blisko - odparł. - Będziemy
tam w pięć minut.
- Więc chodzmy.
Po całodniowym upale powietrze było chłodne, ale nie
było zbyt zimno.
Samo spacerowanie ulicą było o wiele przyjemniejsze niż
stateczna jazda zamkniętym powozem u boku lady
Crewkerne.
Profesor, wyraznie niespokojny, szedł szybko. Tylda
starała się dotrzymać mu kroku. Uważała, że najlepiej będzie
nie zajmować go teraz rozmową.
Ulice były dobrze oświetlone lampami gazowymi. Przeszli
przez kilka bocznych uliczek i wkrótce ukazały się przed nimi
jarzące się lampy i wielkie drzwi Hofbrauhausu.
Przed wejściem stało wielu ludzi, czekając w kolejce do
stolika, przy którym sprzedawano bilety wstępu. Tylda i
profesor musieli zaczekać na swoją kolej. Czekając, Tylda
rozejrzała się wokół.
Obok stało kilku wysokich, krzepkich młodzieńców w
bawarskich strojach, przeważnie z dziewczynami ubranymi
podobnie jak ona sama.
Stało tam także kilka osób w średnim i starszym wieku,
towarzyszących swym rodzinom w wieczornej wyprawie do
centrum miasta. Wydawało się, że upłynie jeszcze dużo czasu,
zanim kupią bilety, bowiem sprzedający je mężczyzna miał
kłopoty z wydawaniem reszty, co wydłużało oczekiwanie. W
pewnej chwili jeden z portierów skłonił się nisko i otworzył
szeroko drzwi dla pary, od której najwyrazniej nie żądano
biletów. Tylda spojrzała w tamtą stronę i poczuła gwałtowne
bicie serca. Była to ta sama para, którą widziała w lesie nie
opodal Linderhofu! Poznałaby ich wszędzie. Nie mogłaby
pomylić Rudolfa z kimś innym. Miał na sobie ten sam
bawarski strój co rano. Lecz Mitzi, w przeciwieństwie do
Rudolfa, wyglądała olśniewająco. Jej zielona wieczorowa
suknia, wycięta bardzo głęboko i śmiało, była ozdobiona
pękami zielonych piór, a na ramiona miała zarzucony długi
szal z takich samych piór. Szlachetne kamienie błyszczały
pośród czerwonych włosów, spiętych w wymyślne loki na
czubku głowy. Ciemne rzęsy miała dłuższe i ciemniejsze niż
przedtem, a usta jeszcze bardziej czerwone:
- Dobry wieczór, Mein Herr, dobry wieczór, gnadige
Fraulein - witał ich portier. - Państwa ulubiona alkowa czeka.
- Dziękuję - odrzekł Rudolf głębokim głosem, który
Tylda tak dobrze pamiętała.
Spostrzegła, jak po wprowadzeniu do środka przez inne
wejście niż to, przez które przechodzili posiadacze biletów,
daje portierowi napiwek.
Działo się to wszystko na kilka minut przedtem, zanim
profesor kupił bilety, które pozwoliły im wreszcie wejść do
wielkiej sali piwiarni. Nie przypominała Ona Tyldzie niczego,
co do tej pory widziała.
W najbardziej odległym końcu sali znajdowała się
niewielka scena. Po bokach mieściły się prywatne alkowy,
przypominające nieduże pudełka, w których ważniejsi i
bardziej bogaci klienci mogli zjeść kolację. Zrodek piwiarni
wypełniony był małymi okrągłymi stołami i krzesłami,
ustawionymi tak blisko siebie, że z trudem można było przy
nich usiąść. Dla profesora znaleziono wolny stolik stojący tuż
koło sceny. Tylda rozglądała się dookoła z zachwytem.
Nie widziała nigdzie Rudolfa i Mitzi, lecz nie można było
zajrzeć we wszystkie alkowy, ponieważ zasłaniały je wysokie
balustrady i czasami sztuczne winorośle.
- Tu jest wspaniale! - Tylda zwróciła się do profesora.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Można tu też coś zjeść? - zdziwiła się Tylda.
- O, tak. Mamy tu do wyboru wiele monachijskich
specjałów, na przykład Weisswurst, czyli białą kiełbasę, -
Schweinshaxen, czyli golonkę wieprzową, a także
Steckerlfisch - szaszłyk z ryby, który mi akurat wyjątkowo
smakuje.
- Czy zamówisz dla mnie coś dobrego według własnego
uznania? - zaproponowała Tylda.
Zwróciła uwagę na szczęśliwy ton jego głosu, kiedy
wymieniał dania specjalne serwowane w piwiarni.
Profesor złożył zamówienie u kelnera, który miał na sobie
koszulę z długimi rękawami, skórzaną kamizelkę i brązowy
fartuch. Kelner postawił na ich stole solone rzodkiewki, a
także małe, bardzo słone ciasteczka.
- To zaostrzy twoje pragnienie - rzekł profesor z
uśmiechem - a przez to wypijesz więcej piwa.
- Znają się tutaj na interesach! - zauważyła Tylda. Zjadła
jedno ciasteczko, było wyborne. Gdy jadła, jakiś siedzący
obok starszy mężczyzna, który przyszedł jeszcze przed nimi,
odwrócił się i zagadnął profesora;
- Przepraszam, Mein Herr, czy nie zauważył pan jakichś
zamieszek na ulicy, kiedy pan tu szedł?
- Zamieszki? - zaciekawił się profesor. - Co to za
zamieszki?
- Słyszeliśmy, że studenci rozrabiają. Moja żona niepokoi
się i chce wracać do domu, ale zapewniłem ją, że nie ma
powodu do obaw.
- Na pewno ma pan rację - odrzekł profesor, stając w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •