[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddychać. Jak tylko kogoś spotka, to po pięciu minutach zaczyna o tym nawijać.
Kara poczuła, że nogi się pod nią uginają. Opadła na najbliższe krzesło. A więc to
prawda. Jej przyszywana przyrodnia siostra cierpiała na alergię. Lily nie umawiała się
przecież z wujem, by ją zwodzić. A jeśli Ginny, jak sugerował Mac, nie miała udziału w
zaproszeniu jej do Bear Creek, to można sobie wyobrazić, jak zareaguje na widok kota,
zagrażającego zdrowiu córki!
- Naprawdę nic o tym nie wiedziałam - wymamrotała. - Co mam zrobić z Taiem?
- Wpuść go do pokoju Tricii i wytarzaj w jej pościeli - entuzjazmowała się Lily.
- Zawsze możesz zostawić go tutaj - zaproponował Mac. - Autumn i Clay będą
zachwyceni.
- Chciałabym zadzwonić do wujka Willa, jeśli można - powiedziała cicho.
- Wujka? - zdziwiła się Lily.
- Oczywiście. Tu jest telefon. - Mac wskazał aparat i zwrócił się do Lily: - Pózniej ci
to wyjaśnię, a teraz wyjdzmy stąd, żeby mogła spokojnie porozmawiać.
Wielebny Franklin od razu podniósł słuchawkę.
- Wujku, tu Kara.
- Kara! - powtórzył jowialnie pastor. - Jesteś już spakowana? Jutro wielki dzień! Nie
mogę się doczekać, moja droga! Będę na lotnisku. Zjemy razem obiad, a potem pojedziemy
do Bear Creek.
- Wujku, już tu jestem. Przyleciałam dzisiaj - rzekła zakłopotana.
- Co? Tutaj? Dziś? - zdumiał się pastor. - Jak to możliwe? Przecież zapisałem sobie
datę twojego przyjazdu. Miałaś przylecieć jutro!
- Kto ci tak powiedział? - spytała podejrzliwie. - Czy nie Mac Wilde?
- Tak, a dlaczego...? - zaczął pastor, a potem westchnął. - Właśnie. Teraz już wiesz, w
czym rzecz?
Wszystko było jasne. Mac, który opłacił bilet, celowo wprowadził w błąd pastora, ale
dlaczego to zrobił?
- Kiedy miałeś zamiar wspomnieć mi o Macu i całej... intrydze ze ślubem?
- Spotkałaś go? Powiedział ci? - Will Franklin był wyraznie przygnębiony.
- Wszystko - potwierdziła.
- Zlub? - wykrzyknęła Lily po drugiej stronie kuchennych drzwi.
Oboje z wujem tkwili tam, starając się podsłuchać rozmowę, choć Mac przez cały czas
próbował odesłać bratanicę do jej pokoju.
- Wujku, zamierzasz się z nią ożenić?
- No, dalej, powiedz, jak bardzo nie odpowiada ci ten plan - warknął Mac. - Pewnie
zrobisz wszystko, by do tego nie dopuścić.
- Przeciwnie. Myślę, że to dobry pomysł. Autumn i Clay potrzebują matczynej ręki. A
założę się, że i ty przestaniesz zrzędzić, gdy będziesz miał kobietę...
- Uspokój się i odsuń od drzwi! Przestań szpiegować Karę.
- Dobra. Tobie zostawię to zajęcie. Mam nadzieję, że będziesz z nią szczęśliwy -
rzuciła bratanica.
Lily odeszła, by dołączyć do Autumn i Claya, a Mac przylgnął uchem do drzwi.
- Dlaczego o niczym nie powiedziałeś i pozwoliłeś mi wierzyć, że to ty kupiłeś bilet? -
Kara domagała się wyjaśnień od pastora.
- Pragnąłem twoich odwiedzin, moje dziecko. Bardzo za tobą tęskniłem przez te lata.
Dlatego od razu pomyślałem o tobie... jako towarzyszce życia Maca. Wydawało mi się, że to
świetne rozwiązanie dla nas wszystkich. Mac potrzebuje żony, by wychować dzieci, a ty
byłaś taka samotna w wielkim mieście. Wiem, że zawsze pragnęłaś mieć rodzinę.
Kara wzięła głęboki oddech. Starała się, żeby jej listy do wuja Willa były pogodne i
dowcipne. Nigdy nawet słowem nie wspomniała o samotności. Musiał to wyczytać między
wierszami i uznać ją za zdesperowaną osobę, która nie potrafi znalezć sobie stałego partnera,
nie mówiąc już o mężu i rodzinie. Czuła się upokorzona.
- Jeśli wyjdziesz za Maca, zamieszkasz w Double R, blisko Bear Creek - ciągnął
pastor. - Znowu stanę się częścią twego życia. Wiem, że powinienem był cię o wszystkim
uprzedzić, ale wydawało mi się, że nie należy robić tego przez telefon. - W głosie wielebnego
Willa brzmiało zawstydzenie. - Myślałem, że jak przyjedziesz tutaj, przedstawię cię Macowi,
on zacznie się o ciebie starać i wszystko się ułoży.
- A ja nigdy bym się nie dowiedziała, że ukartowaliście to małżeństwo? Miałam
wierzyć, że zakochał się we mnie?
Ogarnął ją gniew na samą myśl o podstępie. Czuła się rozczarowana i zdradzona. Mac
Wilde przynajmniej niczego nie ukrywał. Można mu było zaliczyć to na plus.
- Mylisz się co do Maca, wujku. On nie jest zainteresowany zalotami. Pragnie
natychmiast zrekompensować sobie wydatki poniesione na tę inwestycję. Sądził, że
wyjaśniłeś mi wszystko, i chciał uniknąć... Och! - Drgnęła, gdy gwałtownie otworzyły się
drzwi i stanął w nich Macauley.
Kara była przekonana, że cokolwiek Mac zechce powiedzieć pastorowi, nie będzie to
przyjemne. Nie życzyła sobie takiej konfrontacji. Popatrzyła na Maca. Oto mężczyzna, który
oszukał wielebnego Willa, chciał sobie kupić żonę, ale też potrafił ją rozbawić i całować tak,
jak każda kobieta chciałaby być całowana. Schowała słuchawkę za siebie, nie dopuszczając
go do telefonu.
- Najpierw musisz ochłonąć, Mac, bo powiesz coś, czego będziesz żałował.
- To wzruszające, że chcesz bronić pastora przede mną, a mnie przed samym sobą -
powiedział schrypniętym głosem.
Podszedł tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. Zaparło jej dech na widok muskularnej
klatki piersiowej i mocno dopasowanych dżinsów, które wyraznie podkreślały męskość Ma-
ca. Próbowała schwycić oddech i nie mogła. Wydawało się jej, że czuje dotyk jego dłoni na
piersiach. Cofnęła się, a Mac postąpił krok do przodu i uśmiechnął się zmysłowo. Słuchawka
wyśliznęła się z drżących palców Kary i zawisła nad podłogą.
- Mac - zaczęła, próbując go skłonić do zachowania dystansu.
Dotknęła ręką jego piersi i znowu poczuła ciepło. W uszach dzwięczały jej słowa Lily:
Dziewczyny jedna przez drugą pchały się mu do łóżka .
- Karo - wymówił pieszczotliwie.
Pochwycił ją za biodra i przycisnął do siebie tak, by odczuła, jak jest podniecony.
- Mac - szepnęła, topniejąc w jego ramionach.
Bliskość tego mężczyzny nie pozwalała myśleć o niczym innym.
- Halo! - w słuchawce rozległ się głos pastora. - Jest tam kto?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]