[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kellen?- powiedziała.
- Tak?
- Jak miała na imię?
Jego serce ścisnęło się i wyszarpnął dłoń z jej. Skupił się na strumykach
wody, która spływała po szybach na tle odległych błysków.
- Sara - powiedział wokół guli w gardle.- Miała na imię Sara.
- Przepraszam - powiedziała Dawn.- Nie powinnam była o niej
wspominać. Tylko, że... - wzięła głęboki oddech.- Jeżeli miałabym mężczyznę,
który kochałby chociaż w połowie tak jak ty wciąż kochasz ją, to uważałabym
siebie za błogosławioną.
- Nie czuję się błogosławiony - przeklęty. Właśnie tak się czuł. Przeklęty.
Dawn oparła się o jego ramię, a jej wolna dłoń przesunęła się wzdłuż
dolnej części jego pleców. Kellen wstrzymał oddech, nie chcąc czuć
pocieszenia przez jej prosty, gest, ale nie mógł na to niczego poradzić. Czuł
się wspaniale, gdy mógł się przy niej rozluznić i pozwolić na ten drobny
kawałek kobiecego kontaktu.
- Dlaczego jesteś sama, Dawn O'Reilly?- zapytał.- Piękna, seksowna,
utalentowana, inteligentna, odnosząca sukces taka jak ty powinna być zajęta.
Jej uścisk wokół jego pleców zwiększył się, przez co przysunęła się do
niego bliżej. Była taka ciepła. Pachniała tak słodko. Cieszył się z powodu
ciemności, ponieważ mógł doświadczać jej na zupełnie nowym poziomie.
Wcześniej był przytłoczony jej wyglądem; teraz jego inne zmysły miały
okazję, aby zostać oślepionymi. Pochylił się bliżej i poczuł zapach wiciokrzewu
na jej skórze.
- Chyba przez to, że jestem zapracowana - powiedziała.- Nie byłam w
stanie znalezć właściwego mężczyzny. A może czekałam, aż to on znajdzie
mnie.
Kellen zamknął oczy i przełknął ślinę. Nie był gotów, aby być dla niej
właściwym mężczyzną. Jak mógł ją do tego przekonać, nie raniąc jej uczuć?
Kompletnie nic nie stało mu na drodze, ale z całą pewnością nie był
przygotowany, aby oczyścić drogę przed sobą, ponieważ szalały hormony
jego i tej kobiety.
- Dawn, ja...
Odsunęła się i natychmiast zatęsknił za uczuciem jej dłoni w swojej.
- Nie musisz tego mówić. Rozumiem.
Rozbrzmiała losowa nuta, kiedy jej palce znalazły klawisze.
Zcisnął jej kolano.
- Nie zdawałam sobie sprawy, jak czułam się samotnie - szepnęła.- Z
niczym oprócz muzyki, która wypełniała moje dni i noce. Myślałam, że to
wystarczy.
Znał to uczucie. Z wyjątkiem Owena, nie pozwolił sobie dbać o
cokolwiek oprócz muzyki, dokąd Sara odeszła i jeżeli nie poznałby Owena
przed nią, to Kellen z pewnością nie pozwoliłby mu się do siebie zbliżyć.
- A co z twoimi przyjaciółmi?- zapytał.- Twoją rodziną? Nie widujesz się
z nimi?
- Od czasu do czasu - powiedziała. Przesunęła dłoń, aby zakryć jego na
jej kolanie, jakby bała się, że znowu ją odsunie.- Mają swoje własne życie.
Nigdy nie byłam priorytetem dla kogoś innego - zaśmiała się suchym, pustym
dzwiękiem.- Kiedy byłam mała, to moja mama spędziła wiele czasu, próbując
ze mnie wycisnąć nieco talentu - balet, gimnastyka, sztuka, jeżeli były jakieś
zajęcia, to brałam w nich udział. Kiedy odkryła, że miałam naturalny talent do
fortepianu, to oddała mnie pod skrzydła najlepszych nauczycieli, jakich mogły
kupić pieniądze mojego taty i upewniała się, że na mnie naciskali. Było niemal
tak, jakby poczuła ulgę, że nie musiała się już o mnie martwić. Tato... -
wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej.- Tata zawsze pokazywał się na moich
występach, aby pokazać, że był dumny z moich osiągnięć, ale po prostu nie
było w nim żadnego ciepła. Nigdy nie czułam się blisko z którymś z nich, nie
w taki sposób jak inne córki miały relacje ze swoimi rodzicami. Myślałam, że
jedyny sposób dla którego by mnie kochali, to bycie idealną.
Usłyszał ból w jej głosie i zapragnął zobaczyć jej twarz. Może jednak
powinien zachęcić ją, aby znalazła świece.
- A co z twoim rodzeństwem?- zapytał.
- Jestem jedynaczką - powiedziała.
- Ja też. Cóż, dopóki nie spotkałem Owena, a jego rodzina nie zaczęła
mnie traktować jak jednego z nich - zaśmiał się, ponieważ same myślenie o
Mitchellsach przynosiło mu radość.
- Opowiedz mi o Owenie - powiedziała, zaciskając dłoń na jego.-
Uczyłam się w domu z najlepszymi nauczycielami, jakich można było kupić za
pieniądze, więc nigdy nie miałam kontaktu z nikim w moim wieku, dopóki nie
dorosłam. Fortepian nie jest sportem grupowym. Bardziej niż cokolwiek
innego, chciałabym mieć przyjaciela z dzieciństwa.
- Twoja rodzina musi być bardzo bogata - powiedział cicho.
- Jako dziecko nigdy niczego nie chciałam - powiedziała.- Oprócz
miłości.
Kellen nie miał ani bogactwa ani miłości. Jego dziadek był ważną
częścią jego młodości, ale był stary i wiek zrobił straszne rzeczy z jego
pamięcią. Nie żył długo po tym, jak umieścili go w domu opieki dla jego
własnego bezpieczeństwa. Jego dziadek po prostu nie rozkwitał z dala od
zarośniętej dziczy, po której uwielbiał wędrować. Gdy zabrano go z jego
ziemi, to zrezygnował z życia. Nie potrwało długo, jak dziadek Kellena zmarł i
ten poznał Owena. Było tak, jakby przeznaczenie wiedziało, że Kellen
potrzebowałby go w ciągu nadchodzących lat.
- %7łyjąc pośrodku nikąd, jako dziecko też nie miałem żadnych bliskich
przyjaciół - powiedział Kellen.- Poznałem Owena podczas pierwszego dnia
siódmej klasy. Chodziliśmy do różnych szkół podstawowych, ale wrzucili nas
do tego samego gimnazjum. Liczyłem na świeży start. Nowa szkoła. Tylko
połowa dzieciaków wiedziała skąd pochodziłem. Nawet wtedy nikt nie chciał
usiąść obok biednego dzieciaka, który noc wcześniej odwalił straszną
fuszerkę, próbując ściąć swoje włosy i nikt nie pozwolił usiąść koło siebie
pulchnemu dzieciakowi w bluzce w poziome pomarańczowo białe paski. Więc
Owen nie miał innego wyboru jak usiąść koło mnie. Tylko raz spojrzał na
moją brzydką fryzurę, ale nigdy niczego nie powiedział. Nigdy nie wyśmiewał
się ze mnie jak inne dzieciaki. Owen każdego dnia siadał obok mnie w
autobusie przez tydzień i nie wymieniliśmy żadnego słowa. Posiadaliśmy ten
sam brak popularności podczas lunchu, więc siadaliśmy przy tym samym
stole, oboje próbując stać się niewidzialni, ponieważ gdy miało się trzynaście
lat, to niewidoczność była lepsza, niż bycie zauważonym przez bycie innym.
Dawn ścisnęła jego dłoń.
- Trzynaście lat to straszny wiek. Więc podejrzewam, że wasza dwójka
wreszcie zaczęła ze sobą rozmawiać. Czy wciąż siedzieliście w milczeniu,
próbując być niewidzialni?
Kellen zaśmiał się.
- Zaczęliśmy rozmawiać po tym, jak jego matka zjawiła się dla mnie w
gabinecie dyrektora.
- Gabinecie dyrektora? Sprawiałeś kłopoty?
- Tylko wtedy, kiedy nie mogłem już ich zignorować. I było w Owenie
coś tak czystego i dobrego, że chciałem to zachować. Nienawidziłem tych
wszystkich gnojków, którzy łazili z nami w stołówce i piszczeli jak świnie, gdy
popychali go o stolik. Nienawidziłem tego, jak go traktowali, a jeszcze bardziej
nienawidziłem tego, jak wyśmiewali się z moich ubrań, moich butów, mojej
fryzury i przyczepy, w której mieszkałem z moją matką i jej czeku na opiekę.
Owen w całym swoim życiu nigdy nikomu nie zrobił niczego wrednego. Nie
miało znaczenia to, skąd pochodziłem i nie był wkurzony, że został zmuszony
siadać koło mnie w busie i podczas lunchu. Wydawał się wdzięczny.
- Więc tydzień pózniej, kiedy zaczęliśmy spotykać się w ciszy, Owen
siedział w stołówce ze mną przy stoliku, naprzeciwko mnie, jak zwykle zajęty
swoimi sprawami, gdy ten pieprzony dupek, Jasper Barnes, podniósł
czekoladowy budyń Owena i rozgniótł go na jego piersi. Wciąż zamierzasz
żreć to gówno? powiedział. Założę się, że tak, Zwinko. Zliż to. Zjedz swoje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]