[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tajemnic.
- Dlaczego?
- Już nawet nie pamiętam. Chyba z przyczyn politycznych. W każdym razie nie
spałam przez dwie noce z rzędu. Nigdy nic czułam się aż tak upokorzona. A teraz nie wiem,
jak mogłam wpaść na podobny pomysł - westchnęła. - Równie dobrze można mieć nadzieję,
że im większe i boleśniejsze były doświadczenia tej bliskości, tym więcej uda się jej ocalić.
Ale to się nie sprawdza. Prędzej czy pózniej zaczynasz się zastanawiać, kim jest właściwie
ten człowiek?
Skończyli zupę. Deedee zapytała go, czy ma ochotę obejrzeć kasety jeszcze raz, ale
chociaż wiedział, że kiedy przyjdzie do pisania pracy, okaże się, że niewiele z nich zapamiętał
- może poza faktem, że Prince z dużym upodobaniem wkładał damską bieliznę - obawiał się,
że nie zdoła wysiedzieć w spokoju tak długo. Kłopot w tym, że nie miał zupełnie pojęcia, czy
ona miała ochotę na oglądanie, czy też raczej ją to nudziło. Odniosła talerze do kuchni.
Gdy wróciła, stanęła, nawijając włosy na palec i powiedziała:
- Bardzo cię przepraszam, ale naprawdę muszę wyjść. Kiedy spędzam tu za dużo
czasu, wpadam w zły humor. Poza tym nie chcę dawać moim lokatorom powodów do plotek.
Co prawda tutaj nie dzieje się zupełnie nic - wskazała na nich dwoje - ale - Wzruszyła
ramionami, a on przytaknął ze zrozumieniem. - Ale tym mniej tematów do poruszania zyska
jutro rano cały college.
Zerwał się i demonstracyjnie ziewnął.
- Rzeczywiście, jestem już trochę zmęczony.
- Myślałam, że pójdziesz ze mną.
- Ja?
- O ile nie jesteś zbyt zmęczony. Byłoby mi bardzo miło. To jak?
- Nie czuję się zmęczony ani odrobinę. - Jej propozycja wywarła na nim ogromne
wrażenie, jednocześnie wytrącając go z równowagi do tego stopnia, że dodał: - Tak. Ja... z
największą przyjemnością pójdę, gdzie tylko zechcesz. Chodzmy.
- To miło z twojej strony. Uwielbiam słowo "tak". To właściwie najbardziej
interesujący wyraz w języku, nie uważasz? Zupełnie jak zawias, dzięki któremu otwierają się
drzwi możliwości. Tak, tak, tak.
Zrobił krok w jej stronę. Kąciki jej oczu zmarszczyły się w uśmiechu zadowolenia.
- Dasz mi chwilkę, żebym mogła się przygotować?
Tym razem zniknęła na dłużej. Podszedł do okna. Chili wyciągnął się na rozłożonym
siedzeniu, paląc papierosa, gapiąc się przed siebie i słuchając leniwego dudnienia swojej
muzyki.
Jak zachowałby się teraz ten Wergili w butach Bass Weejans? Chyba jak dotąd nie
zrobił żadnego fałszywego ruchu? Chociaż Chili ze swoim samochodem i nożem
sprężynowym pewnie wypadłby dużo lepiej. Ale Shahid nie pozwoliłby Deedee nawet
zbliżyć się do niego.
Nie, Chili stanowczo był ostatnią osobą, do której chciałby być podobny. Nienawidził
zbyt wielu jego cech. Jeżeli Chili sądził, że Shahid ma ze sobą problemy, były one niczym w
porównaniu z tymi, które Shahid przypisywał swemu bratu. Rozumowanie Chilego opierało
się na przekonaniu, że ludzie są słabi i leniwi. Ale nigdy nie twierdził, że są głupi - tego błędu
by nie popełnił. Chociaż obserwował, jak opierają się wszelkim zmianom, nawet tym, które
mogłyby poprawić ich sytuację; jak mało w nich przebojowości, a dużo strachu i biernego
samozadowolenia. To dawało przewagę komuś z inicjatywą i silną wolą. Chili uważał, na
przykład, że mężczyzni boją się zrobić z siebie głupców, kiedy są z kobietami, i dlatego
cofają się, gdy powinni iść naprzód. Sam siebie nazywał drapieżnikiem. Najbardziej
usatysfakcjonowany był wtedy, kiedy to kobieta składała mu propozycję. Często nawet nie
uważał za konieczne iść z nią do łóżka. Wystarczał mu sam wyraz jej oczu, pełen pożądania,
oczekiwania na rozkosz i przyzwolenia.
W domu Chili miał zwyczaj każdego ranka mościć się na łóżku Shahida i donosić mu
o wyczynach ubiegłej nocy: Chili zadzierający czyjąś spódniczkę na tyłach klubu tenisowego;
Chili uciekający przez okno sypialni żeńskiego internatu; Chili i jego skłonność do trójek - on
i dwie dziewczyny - "Sandwicze z King's Road" - jak to nazywał; Chili, poderwany w
knajpie, przelatuje panienkę na oczach jej starego męża.
Ojciec zachwycał się przygodami swojego starszego syna. Chociaż nie dane mu było
wysłuchać tych najbardziej pikantnych, gdyż Chili obawiał się, że je potępi jako "wyuzdane
aż do przesady". Ale zawsze krzyczał na cały dom: "Informuj mnie o wszystkim!", kiedy
Chili wyruszał na kolejną wyczerpującą ekspedycję. Ojciec koniecznie chciał poznać jego
dziewczyny. "Nie wątpię, że wolą się umawiać z tobą, ale raczej to ja powinienem z nimi
rozmawiać. Przyprowadzaj je!"
Chili przyprowadzał dziewczyny do ojca, który przyjmował je, leżąc w łóżku,
ustawionym na środku pokoju, ubrany w połyskliwy bordowy szlafrok (pod którym
niezmiennie nosił niebieską jedwabną pidżamę). Słuchał Glenna Millera i pociągał whisky z
wysokiej szklanki (Bushmills pół na pół z gazowaną wodą mineralną). Ojciec kładł się
zawsze, gdy tylko nie pracował.
Spoczywał tam jak pasza, ze stosem komiksów na nocnym stoliku. To było jego
"centrum operacyjne". W tym czasie matka przyjaciółkami, siostrami i ich dziećmi
urzędowała w innej części domu; wszystko było prawie tak jak w Karaczi.
Podobnie jak ojciec, tylko z bardziej złośliwym nastawieniem, Shahid lubił słuchać
opowieści Chilego jako swoistych baśni o szaleństwie i żądzy, szczególnie gdy Chili wypadał
w nich głupio. Jak na przykład wtedy, kiedy poderwał w klubie wyjątkowo czarującą
dziewczynę i spędziwszy z nią niepokalaną noc, obudził się w domu pełnym plakatów i
magazynów Frontu Narodowego, słysząc w salonie jej dwóch ostrzyżonych na łyso braci,
szczękających jakimiś łańcuchami. Udając hiszpański akcent, Chili uciekł frontowymi
drzwiami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •