[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyłuskiwać...
Sebastian skorzystał z rady, biorąc wcale grzeczne naręcze pism, broszur,
paszkwilów, pamfletów i innych elukubracji. Niewiele mu one pomogły w kaptowaniu
stronników, lecz miał czym zapełniać sobie wlokące się zabójczo godziny. Zrazu,
jako prostak z pismem nie zwyczajny, sylabizował powoli, z trudnością chwytając
sens zdań i mało krytycznie odnosząc się do treści. Powoli jednak oswoił się,
pojął, przeniknął rozliczne intencje piszących; w nieskończenie długie dnie
rozmyślając nad ka\dym słowem, biorąc pod światło sens jego, rację i potrzebę,
dobił się własnego zdania, surowego kryterium, murowanego sądu o zawiłej
dziedzinie tych spraw. Dojrzał i pogłębił się. Zbywszy doszczętnie poprzedniego
nieśmiałego szacunku i kredytu dla drukowanego słowa, posiał niedbale po ró\nych
przygodnych kwaterach liczne Dyskursa, Responsy Rewersały, Deploracje  nawet
Bazyliszka, nawet Trąbę na pospolite ruszenie przeciw jezuitom, Votum albo
Ostatnią decyzję i Cenzurę konstytucyj sejmowych  nie widząc w nich dla siebie
nic po\ytecznego lub pociągającego. Na koniec została mu tylko jedna ulubiona
broszura, wykładająca zgodnie własne jego myśli. Znał ją ju\ całą na pamięć,
lecz chętnie mimo to czytywał w chwilach^rzygnębienia.
I teraz, przerzuciwszy kilka stron, powtarzał półgłosem, wodząc poślinionym
palcem wzdłu\ wierszy:
 ... Tedy rokosz jest sacra ancora, ostatnia obrona wolnej Rzeczypospolitej...
Tedy ma mieć rokosz powagę większą od sejmowej i reprezentować całą
Rzeczpospolitą... Wszystkie in genere potrzeby Rzeczypospolitej na tym miejscu
bez \adnego odkładania obmyślone, namówione i konkludowane być mają, eo et non
alio scopo... Ruszywszy się bowiem, wszystkiego nie zawrzeć, a furtkę nowemu
rokoszowi ostawić  jest to rzecz extremae dementiae... Zaś pierwsze gravissimum
fun-damentum, którym wszelka naprawa zaczęta ma być: pilne przestrzeganie
prawa. Od Króla Jegomości poczynając, do
278
podstarościego, by się nikt w Rzeczypospolitej prawu uchylać, jako teraz widzim,
nie wa\ył..."
Odło\ył ksią\kę, nagle zniechęcony, uderzony mimowolnym szyderstwem słów w
stosunku do rzeczywistości. Z drwiącym grymasem spojrzał na samego siebie: słota
jest, tedy rad czyta, \e pogoda winna być; ale deszcz pada, jak padał... Tak i
tutaj... sacra ancora, jedyna kotwica ginącej Rzeczypospolitej... Aju\ci! Aadnie
ona kotwica wygląda! Gdzie\ są owe wielkie idee rokoszowe? W co się obróciły!
Czy w ogóle przyświecały kiedy komukolwiek, prócz nieznanego autora broszury i
jego, Sebastiana?...
Pilne przestrzeganie prawa... Toć nic więcej by nie potrza, prócz tego
jednego...  Prawa Rzeczypospolitej dobre są, równych nie mające, jeno
obserwancja ich szwankuje"  przypomniało mu się nagle. Kiedy ju\ słyszał te
słowa? Prawda! Wszak kamień węgielny rokoszu, to, co w nim było jedynie
sprawiedliwe, słuszne, nieodbite, zawarty był ju\ dawno w owej instrukcji
sejmiku bełzkiego, przez sędziwego Zamoyskiego dyktowanej  której szlachta w
Sądowej Wiszni dosłuchać do końca nie chciała... Wielka myśl mądrej naprawy
Rzeczypospolitej błysnęła w genialnej głowie kanclerza i zgasła z nim razem nie
znajdując po sobie prawego dziedzica. Wszystko, co rokosz dodał do skromnego
postulatu przestrzegania prawa, było ju\ jeno wypaczoną, krzywą nadbudową,
dyktowaną pychą, osobistymi urazami albo chęcią wywy\szenia się i zysku...
Strona 153
Kossak Zofia - Złota wolność
Silniej ni\ zwykle Sebastian poczuł gryzącą nostalgię za ludzmi, którzy, obcy
podobnym pobudkom, pracowaliby istotnie nie dla siebie ni swej kasty, lecz dla
rzeczy trwałych, większych, poza nimi i ich korzyścią le\ących. Przejęła go
\ałość bezsilna, tęsknota za zgasłą wielkością kanclerza, bezinteresownością
Farnowskiego, spokojnym rozumem nieznanego szlachcica, autora czytanej broszury,
lub... (odegnał precz z niechęcią nasuwające się mimo woli jeszcze dwa
nazwiska). Z takimi ludzmi pracować! Pod ich kierownictwo oddać się duszą i
sercem!...
Drzwi skrzypnęły na drewnianych biegunach, puszczając pana Wąsowicza, niby \ywe
zaprzeczenie tego marzenia. Komornik chęciński na przekór jawnej niechęci
Sebastiana zaszczycał go niezmierną i natarczywą przyjaznią.
 Co waść tu siedzisz niby dzik?  zawołał od progu.  Chodz do kompanii... Na
pociechę przy tej plusze rzniemy haniebnie w tryszaka...
279
 Bóg zapałać, dobrze mi tu  odparł Sebastian.
 Chyba jakowyś afekt skryty dręczy waszmości, boć nie do wiary, by człek młody
kameduły figurę prezentował abo ksią\ką się, jako bakałarz czy kauzyperda,
zabawiał?... O dla-boga! A to\ co?  przerwał sam sobie, otwierając szybko
drzwi.
Wyjrzał na drogę. Konny w barwach Radziwiłłowskich jechał trąbiąc przerazliwie.
Z wszystkich namiotów wyszcznęły się ciekawe głowy.
 Mości panowie towarzysze  wołał jezdziec  Jaśnie Wielmo\ny Marszałek wzywa
Ichmościów łaskawych na majdan. Poselstwo umyślne przybyło od cara Dymitra!...
Pojechał dalej, trąbiąc.
Zaciekawieni słuchacze ogarniali się szybko, narzucając burki i kapuzy,
przypasując szable. Poszli kupą w głąb obozu, rozprawiając \ywo.
 Cara Dymitra, cara Dymitra!...  przedrzezniał pan Kazimirski. 
Cygan, nie \aden Dymitr, otworzyście mówiąc...
 A pierwszy mo\e był inny?
 Tamten jeden oszust, a ten drugi...
 Gdzie zaś! Ten sam!  oponował \arko pan Rudnicki.  Jeszczem w sierpniu
łońskiego roku w Samborze był, gdy on się do teści swej, wojewodziny
sędomirskiej, schronił... Tamem go i widział parę razy...
 Ten sam ci był?
 Nie widziałem tamtego na oczy, więc przysiąc nie mogę, ale teścia go uznała i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •