[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdzie podziała się łagodno ć mej dziewczyny, gdzie jej słodycz, jej zniewalajacy wdzięk?
126
Nastała noc, owa nasza noc , o której Tuwim kiedy tak dosadnie piewał, i wydało mi się, że w
objęciach odzyskałem znowu dawna, oddana Hutię: była rozpalona i w namiętnych uciskach jak
gdyby rozwiewały się wszystkie złe nieporozumienia.
Ale następnego dnia znowu się boczyła. Jej dasy działały mi na nerwy. Już nie mogłem nic pisać,
Madagaskar odłożyłem do walizki. Jedziłem w tych dniach często do Papeete i którego dnia
doznałem tam niezwykłego przeżycia: jak wiadomo, tu wszyscy wszystkich znali. Jaka tahitańska
matrona nagle podeszła do mnie na ulicy, ujęła mnie oburacz za głowę i pocałowała w policzki
mówiac: Vive la Pologne! Miała ze wzruszenia zamglone oczy. Podziękowałem jej, całujac ja w
rękę, po czym ona bez słowa się oddaliła, zanim u przechodniów wywołali my sensację.
W przeciwieństwie do starej Tahitanki Hutia była tego dnia szczególnie nieprzyjemna. Gdy wróciłem
do bungalowu, owiadczyła, że wszystko tu się jej znudziło, że wszystkiego ma fiu i że ja jestem
mechant, zły. Wiadomo, nie było na Tahiti gorszego wyroku na popaę niż to, że jest mechant. A
najbardziej mechant był taki biały, który nie miał pieniędzy na wszystkie zachcianki swej
dziewczyny. Więc zastałem Hutię już gotowa do odejcia ze spakowanym zawiniatkiem, wypchanym
jej kieckami. Gniewna opuszczała mnie na stałe i tylko żadała, żebym pożyczył jej rower, a odele mi
go następnego dnia. Dostała rower i odjechała. Była w ostatnich dniach tak niemożliwa do
zniesienia, że żegnałem ja z pewna ulga.
Gdy zostałem sam, odetchnałem. Ogarnał mnie wisielczy humor na mój pieski los. Przeżywałem w
życiu dwie wojny, owa pierwsza wiatowa i teraz druga, i za każdym razem los płatał mi najpaskud-
niejszego figla: pierwsza wojna zwichnęła mi studia uniwersyteckie i karierę naukowa, druga
uniemożliwiła mi napisanie ciekawej ksiażki o Tahiti, raju-piekle zachodniego wiata.
Pewien Czech i ja Polak
Przez dwa dni odpoczywałem po utrapieniach z małżeństwem tahitańskim , lecz trzeciego dnia naszła
mnie niezno na chandra osamotnienia. Pod wieczór pieniły się znowu nad Moorea czerwone
127
chmury w zachodzacym słońcu i siały w przyrodzie i w ludzkim sercu tyle niepokoju i melancholii, że
można było wyć z tęsknoty za dziewczyna: było to typowe dla Tahiti urzeczenie.
W poczatkach padziernika udałem się do gubernatora i, zaraz przyjęty, poprosiłem go, by zechciał
mnie, polskiego porucznika rezerwy, zapisać w pierwszej kolejnoci do powrotu do Francji.
Obawiałem się, że władze gotowe wysłać najpierw setki młodszych poborowych Francuzów i
Brytyjczyków.
Gubernator był jak gdyby zaskoczony moja gorliwocia i rozbawiony wzmianka o tych setkach
poborowych. Zapewniajac mnie, że niepotrzebnie się obawiam, poinformował, że w ciagu
najbliższych dwóch miesięcy nie oczekuje się żadnego statku z Francji. Dopiero znacznie póniej
dowiedziałem się, że pomimo tak wielu młodych lowelasów w poborowym wieku, nikt nie kwapił
się do opuszczenia rozpiewanej wyspy i wyjazdu do trapionej wojna Europy. Chciało dobrowolnie
wyjechać z Tahiti tylko dwóch Europejczyków: pewien Czech i ja.
Wciaż nie mogłem otrzasnać się z szoku z pierwszych dni wrzenia i niepokoiłem się o swe nerwy i
stan ducha: bierne czekanie na statek przez miesiace oraz przygnębiajaca samotnoć wród rozhukanych
wesołocia ludzi mogły mnie całkowicie rozkleić. Nie chcac do tego dopucić, popłynałem pewnego
dnia na Mooreę i zawitałem do przyjaznej gospody w Temae. Tu już o wszystkim wiedzieli, co
działo się w Papeete: o fiu, czyli histerycznym kaprysie Hutii i o mojej niedoli Polaka. Raczej
współczuli mi, jak owa stara Tahitanka w Papeete, więc bez trudu znalazłem nowa dziewczynę. Była
nia Pajpe, która z niechęci do swej kuzynki Hutii chciała zostać moja towarzyszka, pójć na Tahiti i
gospodarzyć u mnie. Nieco starsza niż Hutia, miała blisko dwadziecia lat, wietne ciało, ładna
twarz, ale nad wyraz dzikie usposobienie. Była jak narowisty rebak, którego nie sposób okiełznać.
Nie niosła osłody. Kiepsko znała język francuski, nie umiała być miła Tahitanka.
Z bungalowu Deana, zbyt drogiego jak na moja ówczesna kieszeń, wyprowadziłem się do chaty u
podnóża gór, między Faaa a Punavia. W owej chacie, pustej od dłuższego czasu, nikt nie chciał
mieszkać, bo tu straszyły liczne demony tupapau. Pajpe ich się nie bała. Lubiła chodzić po
zachwaszczonym ogrodzie, otaczajacym
128
nasza chatę, i zbierać całe kosze dojrzałych pomarańczy, gojaw i papai. Nikt tych owoców nie jadł,
gdyż rosły w zaczarowanym ogrodzie, ale dla nas nie były tabu; nam nie szkodziły, a wietnie
smakowały.
Bungalow znikł mi z oczu
Nie wiem, jak spędziłem tygodnie czekania na statek do Francji. Nic wyranego nie robiłem, tylko
często zagladałem do Papeete, by rozerwać się w towarzystwie okrutnie beztroskich Anglików i
Francuzów. Drażnili mnie, a jednak przyciagali. Oczywi cie w tym czasie nie pisałem ani słowa.
Pewnego wieczoru w listopadzie, w okresie dusznego skwaru na wyspie, rozpętał się nad Tahiti
gwałtowny orkan. Burzył chaty, łamał drzewa, siekł ulewa, przewracał ludzi, wszystkim okropnie
szarpał nerwy ale mnie szaleństwo żywiołów nie dopiekło; przeciwnie, sprawiło mi ulgę, po prostu
wyszło na zdrowie. O północy orkan przeszedł i zapadłem w twardy sen, a gdy rano się przebudziłem
i wieciło piękne słońce, przebudziłem się jak gdyby do nowego życia: opadły ze mnie melancholie i
omroczenia. Przyjazne słońce, jak już tyle razy w życiu, napełniło mnie nowymi siłami. Po udręce
ostatnich tygodni odczułem radoć oddychania i wezbrała we mnie przyjemnoć patrzenia na wiat. Tak
powoli otrzasałem się ze skutków tragedii wrzeniowej i oto napływała coraz bardziej chęć walki. Co
tężało we mnie. Europę po zdławieniu Polski zaległa cisza, ale nietrudno było przejrzeć, że to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •