[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarz. Wciąż próbowałam go umiejscowić. - Ja jestem w drugiej.
Uśmiechnął się, a ja poczułam się mała i bezpieczna w jego ramionach. Zdałam sobie
sprawę, że ludzie się na nas gapią i zwalniają. Miałam nadzieję, że Josh też patrzy. Sucz, co?
Ja ci dam sucz.
Wysunęłam podbródek i odważyłam się przyciągnąć Setha jeszcze bliżej; nasze ciała
dotykały się i znów rozdzielały. Serce biło mi gwałtownie i chciałam zranić Josha. Chciałam,
żeby jutro to o nim wszyscy plotkowali, jakim był idiotą, że mnie zostawił. Chciałam...
Dłonie Setha spoczęły lekko na mojej talii; pozwalał mi tańczyć, więc dałam się ponieść.
Moje ruchy były zmysłowe; tubylcy w życiu nie widzieli czegoś takiego, chyba że w
telewizji. Moje wargi drgnęły w uśmiechu, kiedy zobaczyłam Josha i tego marynarza. Jego
twarz była biała z wściekłości, a mnie ogarnęła złośliwa satysfakcja.
- Chcesz zrobić mu na złość? - zapytał smutno Seth. Spojrzałam w jego oczy. - Zranił
cię. - Jego śniada dłoń dotknęła mojego podbródka. Poczułam mrowienie na skórze. - Pokaż
mu, co stracił. Kiwnęłam głową.
Seth zatrzymał się z gracją i pociągnął mnie do siebie płynnym gestem. Zamierzał
mnie pocałować. Czułam to w każdym jego ruchu. Z łomoczącym sercem uniosłam twarz na
spotkanie jego warg, czując, jak miękną mi kolana. Wszystko zwolniło. Zamknęłam oczy i
zaczęłam się kołysać. Całowałam go.
Ogarnęła mnie fala żaru, przenikała moje ciało. Objęcia Setha stawały się coraz
ciaśniejsze. Nikt nigdy nie całował mnie w taki sposób. Bałam się odetchnąć, przerażona, że
wszystko zepsuję. Trzymałam go w pasie, a on obejmował mnie mocno, jakbym miała upaść.
Smakował drzewnym dymem. Miałam ochotę na więcej, ale - rany - nie byłam taka głupia. Z
gardła Setha wydobył się niski pomruk. Jego dłonie zacisnęły się mocniej, a ja poczułam
przypływ adrenaliny. Pocałunek się zmienił.
Wystraszona oderwałam się od niego, bez tchu, ale oszołomiona. Seth patrzył na mnie
z lekkim rozbawieniem, że się wycofałam.
- To tylko gra - uspokoił mnie. - Już wiesz, że nie jest wart, żeby przez niego cierpieć.
Zamrugałam. Zwiatła wirowały dziko. Muzyka grała dalej, głośna i nietknięta naszym
pocałunkiem. Wszystko było inne, ale to tylko ja się zmieniłam. Z trudem oderwałam wzrok
od Setha, wciąż trzymając go w pasie, żeby nie stracić równowagi. Josh miał na policzkach
czerwone plamy i wyglądał na wściekłego. Posłałam mu spojrzenie spod uniesionych brwi.
- Chodzmy. - Wzięłam Setha pod rękę. Nie sądziłam, żeby ktokolwiek jeszcze chciał
się ze mnie wyśmiewać. Nie po tym pocałunku.
Pewna siebie ruszyłam naprzód z Sethem u boku. Ludzie rozstępowali się przed nami i
poczułam się jak królowa. Choć muzyka grała w najlepsze, wszyscy patrzyli na nas, gdy
szliśmy w stronę dwuskrzydłowych drzwi oklejonych papierem i pomalowanych tak, by
wyglądały jak dębowe wrota zamku.
Plebejusze, pomyślałam, kiedy Seth otworzył przede mną drzwi. Poczułam
chłodniejsze powietrze na korytarzu. Drzwi zamknęły się za nami, muzyka przycichła.
Zwolniłam i zatrzymałam się, stukając obcasami po płytkach. Pod ścianą stał stół nakryty
papierowym obrusem; siedziała przy nim zmęczona kobieta sprawdzająca wejściówki. Dalej,
przy głównym wejściu, sterczało trzech chłopaków. Wspomnienie naszego pocałunku nagle
mnie zaniepokoiło. Ten facet jest boski. Dlaczego jest ze mną? - pomyślałam.
- Dziękuję - wymamrotałam, odwracając wzrok. Nagle zaczerwieniłam się, przecież
mógł sobie pomyśleć, że dziękuję za pocałunek. - To znaczy, dziękuję, że wyszłam stamtąd z
twarzą - dodałam, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Widziałem, co zrobił. - Seth pociągnął mnie korytarzem w stronę drzwi
prowadzących na parking, z daleka od wszystkich. - Miałaś do wyboru to albo oblać go
ponczem. Ale... - Zawiesił głos, dopóki nie spojrzałam na niego. - ...to nie w twoim stylu.
Wolisz bardziej subtelną zemstę. Uśmiechnęłam się rozanielona, ale nic nie mogłam na to
poradzić.
- Naprawdę tak myślisz? Kiwnął głową. Zachowywał się, jakby był o wiele starszy,
niż wskazywał jego wygląd.
- Kto cię odwiezie do domu?
Zatrzymałam się jak wryta, a on zrobił jeszcze krok i odwrócił się, spoglądając na
mnie zaniepokojonym wzrokiem. W korytarzu było chłodno, więc uznałam, że to stąd ten
nagły dreszcz.
- Przepraszam - powiedział, mrugając. Nie zrobił ruchu w moją stronę. - Nie
chciałem... Zostanę z tobą, dopóki ktoś po ciebie nie przyjedzie. Przecież mnie w ogóle nie
znasz.
- Nie, nie chodzi o to - rzuciłam pospiesznie zawstydzona tym swoim brakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]