[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który zalegał klasztorowi z pewną sumą pieniędzy. Zgięty pod ciężarem lat i
łachmanów, błagał Seniora o trochę więcej czasu na spłatę procentów, tłumacząc, że
właśnie w tym samym tygodniu stracił jedynego syna i jedyną krowę, a jego stara żona
pod wpływem tych wydarzeń, dotknięta paraliżem została. Lecz serca Szamadama nic
nie było w stanie zmiękczyć.
Mistrz podszedł do Rustidiona i biorąc go łagodnie pod rękę, rzekł:
MIRDAD: - Powstań, mój Rustidionie. Ty też jesteś stworzony na Boskie
podobieństwo, a podobieństwu Boskiemu nie wolno korzyć się przed żadnym cieniem.
(Następnie zwracając się do Szamadama): Pokaż mi weksel.
Naronda:
Szamadam tak rozwścieczony przed niespełna chwilą, ku zdumieniu wszystkich, stał się
uległy jak jagnię i potulnie podał papier Mistrzowi, który to papier Mistrz oglądał
badawczo i długo w obliczu Szamadama patrzącego tępo, oniemiałego, jakoby
zauroczonego.
MIRDAD:
Nie lichwiarz był fundatorem tej Arki. Czyż zapisał ci pieniądze, abyś pożyczał na
procent? Czyż zapisał ci towar na sprzedaż lub grunty dzierżawne, z których masz się
bogacić? Czyż zapisał ci brata twojego pot i krew, a potem więzienie tym, których pot
wyciskałeś do cna, i których krew do ostatniej kropli wysysałeś?
Arkę, ołtarz i światło ci zapisał - nic więcej. Arkę, która jest jego ciałem żyjącym.
Ołtarz, który jest jego sercem nieustraszonym. Zwiatło, które jest jego wiarą płonącą. I
tego nakazał ci strzec, ażeby było nietknięte i czyste wśród tego świata bez wiary,
roztańczonego do wtóru piszczałek Zmierci i tarzającego się w trzęsawisku
nikczemności.
A żeby troska o ciało nie zaprzątała spokoju twego ducha, zezwolono ci żyć z łaski
ludzi wierzących. I nigdy od powstania Arki nie zabrakło szczodrobliwości.
Lecz cóż! Tę szczodrobliwość obróciłeś w przekleństwo, tak sobie, jak i
szczodrobliwym. Bo przy pomocy ich darów podporządkowujesz ich sobie. Smagasz
ich tą samą przędzą, którą uprzędli dla ciebie. Odzierasz ich do naga z tych samych
szmat, które utkali dla ciebie. Głodzisz ich tym samym chlebem, który upiekli dla ciebie.
Budujesz im więzienia z tych samych kamieni, które wydobyli i wyciosali dla ciebie.
- 56 -
Jarzma i trumny im robisz z tego samego drewna, które przynieśli ci, ażeby ciepło ci b
yło. Ich własny pot i krew pożyczasz im na procent.
Bo czymże jest pieniądz, jeżeli nie potem i krwią ludzi przekutymi przez chciwca na
grosze i miedziaki, ażeby ich bardziej
ujarzmić? I czymże są bogactwa, jeżeli nie potem i krwią ludzi zebranych przez takich,
którzy wypacają i wykrwawiają do ostatka grzbiety tych, którzy najobficiej pocą się i
krwawią?
Hańba, i po wtóre hańba tym, którzy wypalają swe umysły i serca, trwonią noce i dnie
na gromadzeniu bogactwa! Bo nie wie dzą co gromadzą.
Pot dziwek, morderców i złodziei; pot gruzlika, trędowatego i paralityka; pot ślepca i
chromego, znój oracza i jego wołu, pasterza i jego owiec, żeńcy i zbieracza - wszystko
to i o wiele więcej składa się na bogactwa skład.
Krew sieroty i łobuza; despoty i męczennika; nikczemnego i sprawiedliwego; rabusia i
okradzionego; krew katów i skazańców; krew krwiopijców i oszustów, krew wyssanych
i oszukanych - wszystko to i o wiele więcej składa się na bogactwa skład.
Tak, hańba i po wtóre hańba tym, których bogactwem i towarem na sprzedaż jest pot i
krew ludzi! Bo pot i krew na koniec wyegzekwują swą cenę. I straszna będzie to cena, i
straszna będzie egzekucja.
Pożyczać, i to pożyczać z procentem! Zaiste zbyt bezczelną jest taka niewdzięczność,
aby ją darować.
Bo cóż wy macie, by pożyczać? Czyż samo wasze życie nie jest darem? Czyż Bóg
nalicza wam procent za najmniejszy nawet Swój dar i czyż musicie zań płacić?
Czyż nie jest ten świat wspólnym skarbcem, do którego każdy człowiek, każda rzecz,
dokłada wszystko co ma, dla dobra ogółu?
Czyż skowronek pożycza wam swój śpiew, a zdrój swą wodę kryształową?
Czyż dąb pożycza wam cień, a palma słodycz swych daktyli?
Czyż owca daje wam wełnę, a krowa mleko na procent?
Czyż chmury sprzedają wam deszcz, a Słońce ciepło i światło?
Czymże byłoby wasze życie bez tego wszystkiego i miria-dów innych rzeczy? I kto z
was może powiedzieć, który człowiek, jaka rzecz, dołożyła najwięcej, a która najmniej
do skarbca t ego świata?
Czyż potrafisz, Szamadamie, zliczyć przyczynek Rustidiona do skarbca Arki? A mimo
to, chcesz mu nie tylko wypożyczyć jego własny wkład - prawdopodobnie znikomą
jego część -lecz jeszcze chcesz na nim zarobić. I jeszcze wysyłasz go do więzienia i
chcesz, aby tam zgnił?
Jakiejże lichwy żądasz od Rustidiona? Czyż nie widzisz jak korzystna dla niego twa
pożyczka? Jakiejże lepszej od niego wyglądasz zapłaty, niż zmarły syn, zdechła krowa i
- 57 -
bezwładna żona? Jakąż większą jeszcze lichwę możesz wyegzekwować, niż zbrukane
ziemią szmaty na tych tak zgarbionych plecach?
Ach, przetrzyj oczy, Szamadamie. Przebudz się, zanim i ty także, wezwany zostaniesz
by spłacić swe długi z procentem -bo jeśli tego nie zrobisz, zaciągną cię do więzienia i
pozostawią, żebyś zgnił.
To samo mówię do was wszystkich, moi kompanionowie. Prz etrzyjcie oczy i
przebudzcie się.
Dawajcie, kiedy możecie, i wszystko, co możecie. Lecz nigdy nie pożyczajcie, ażeby
wszystko, co posiadacie, nawet wasze życie, nie stało się pożyczką - pożyczką, której
termin upływa od razu - i abyście nie obaczyli się bankrutami wtrąconymi do lochu.
Naronda:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]