[ Pobierz całość w formacie PDF ]
roku bie\ącym, a nie wcześniej, swoją zaś zaczęłam pisać w roku ubiegłym. Gdybym
przedtem przeczytała Agatę, nie ośmieliłabym się opublikować ani jednego słowa, nikt
bowiem nie wymyśliłby, \e ona zer\ną ze mnie. Wyłącznie ja z niej! Plagiat, niech ja w domu
nie nocuję, podobieństwa napełniły mnie wręcz przera\eniem, nawet to mleko piekielne.
Okazuje się, \e ona te\ nie znosiła zapachu gotowanego mleka, wypisz wymaluj tak samo jak
ja. Mo\e stosunek do mleka jest warunkiem pisania kryminałów& ?
Wracając do Londynu, hotel miałam ze śniadaniem, ale za to bez pozostałych posiłków.
Nie było tam restauracji, tylko barek z mocno ograniczonym jadłospisem. Herbatę oczywiście
dostawałam, poprosiłam, \eby mi ją przynoszono wieczorem i nie było z tym \adnych
problemów.
śywiłam się na mieście jak popadło, nie na kurację tuczącą tam pojechałam, wieczorem
jednak\e robiłam się głodna i miałam ochotę coś zjeść po powrocie do pokoju. Ju\ trzeciego
dnia kupiłam sobie sałatkę z kartofli, bo bardzo lubię sałatkę z kartofli, przyjechałam z nią do
hotelu i uświadomiłam sobie, \e nie mam jej czym zjeść. Sztućców z domu nie wzięłam.
Wyjście istniało, dlaczego nie, ale od razu wyobraziłam sobie, co te\ oni pomyślą, jeśli do tej
wieczornej herbaty poproszę o widelec&
W rezultacie nabyłam sześć plastykowych widelców u Harrodsa. Nie chodziło mi o
wytworność, tylko po prostu Harrodsa miałam najbli\ej.
Rzecz jasna, pojechałam na wyścigi. Nie mam pojęcia, gdzie się odbywały, zgubiłam
program i nie pamiętam, w ka\dym razie nie był to \aden znany tor, a jechałam tam ze stacji
Waterloo. Wyszłam na zero, poniewa\ w jednej gonitwie trafiłam porządek, który pokrył
wszelkie koszty.
No i proszę, ju\ wiem, gdzie to było. W Sandown. Programu wprawdzie nie znalazłam, ale
wiedziałam, jak u\yteczne są kryminały. Złapałam angielski kryminał koński i proszę, nazwa
toru pojawiła się prawie na początku.
We mnie natomiast, od razu po tym dniu wyścigowym, rozkwitły refleksje.
Po pierwsze, na angielskim torze wyścigowym byłam pierwszy raz w \yciu. Nie znałam
absolutnie nikogo, ani koni, ani trenerów, ani d\okejów, ani stajni, i do tego jeszcze
elastyczność toru oceniałam na oko. No, umiem czytać, ale ta umiejętność nie zanika po
powrocie do własnego kraju, w Polsce te\ umiem czytać. I tam, nie wiedząc niczego o
niczym, zdołałam wybrać konie na rozum i wygrać, a u nas, gdzie znam wszystkich, gdzie
biegają konie, na które patrzę od debiutu, gdzie wiem, jak kto jezdzi i która stajnia dobra, nie
mogę trafić w siedmiu koniach& ? W Sandown leciało ich dwanaście&
Wniosek prosty, tam leciały uczciwie, a u nas kantują. Wstrzymywanie koni,
bezapelacyjnie tępione na całym świecie, u nas jest chlebem powszednim dla wszystkich
jezdzców. Nie wstrzymuje tylko ten, który nie potrafi. Jezdził kiedyś mój syn, ściśle biorąc
75
nie brał udziału w gonitwach, tylko obje\d\ał konie na torze roboczym, wstawał w tym celu o
piątej rano całkowicie dobrowolnie i odwalał robotę na Słu\ewcu, przy czym odkrył niektóre
tajemnice.
Matka rzekł do mnie taki uczeń albo amator gdzieś za dziesiątym razem zaczyna
rozumieć, co się dzieje dookoła niego. Przedtem leci w amoku i tylko patrzy, \eby nie spaść.
Tyle zdziała, ile koń wydusi sam z siebie.
To jak on, nieszczęsny, ma wstrzymywać wierzchowca albo robić inne sztuki? Do kantów
potrzebne doświadczenie i wielkie umiejętności.
Nasi d\okeje posiadają jedno i drugie w stopniu godnym podziwu. Wykorzystują te
talenty. Angielskie wyścigi udowodniły mi to ostatecznie.
Po drugie, angielskiego języka nie znam, aczkolwiek bli\szy mi jest ni\, na przykład,
chiński. Karty komputerowe opisane są skrótami, rodzaje gier bywają ró\ne, w ka\dym
języku nazywają się inaczej. Mimo tych przeszkód, zdołałam owe karty komputerowe
opanować i grałam na nich skutecznie, wypełniając co nale\y we właściwym miejscu. W
Polsce natomiast gram na gębę, tak samo jak cały tor.
Nasze karty komputerowe prezentują sobą coś rzadko spotykanego. Po niesłychanie
skomplikowanych wysiłkach umysłowych i odrzuceniu przez komputer co najmniej czterech
prób udaje się niekiedy wprowadzić do niego po\ądaną grę. Sposoby wypełniania gmatwają
człowiekowi umysł i tak ju\ nadwerę\ony dociekaniem, co te\ d\okeje będą myśleć i który
wziął pieniądze za spuszczenie gonitwy, wszyscy zatem idą na łatwiznę i dyktują swoje
poglądy kasjerce, a potem robią awantury, \e się pomyliła. Piekło na ziemi.
Komputery u nas są zle zaprogramowane. Zwyczajnie, zle. Rozmawiałam z dwiema
osobami ró\nej płci, bardzo miła panienka i bardzo sympatyczny młodzieniec, elektronicy,
którzy się tym zajmują, wyjaśniałam, w czym rzecz i o co tu chodzi, pokazywałam duńskie,
jasne nawet dla analfabety, zdawało mi się, \e rozumieją, co do nich mówię, i skutku do dziś
dnia nie ma \adnego. Przez dwa sezony szaleństwa nie zostało to zmienione. Na całym
świecie, w Danii, w Kanadzie, we Francji, w Anglii, przystosowano program i wejście do
niego do poziomu umysłowego ostatniego ćwoka, wypełnianie karty wymaga wyłącznie
posiadania długopisu, wszędzie tak jest, tylko u nas nie. Bo co? Bo jesteśmy tacy przerazliwie
inteligentni? Sami naukowcy grają na wyścigach& ?
Z tego wynika po trzecie. Ani przez chwilę nie stałam w tej Anglii w ogonku, mogłam
sobie nawet gawędzić z kasjerką. U nas dzikie i skłębione ogony tłoczą się wszędzie prawie
bez przerwy, ka\dy spędza przy kasie potworną ilość czasu, przewa\nie głupieje od tego
dodatkowo, bo inni tupią mu za plecami, zapomina, co chciał grać, dyktuje nie to, co
zamierzał. Mnóstwo ludzi w ogóle nie zdą\a zagrać. Wszystko to razem mija się z celem,
wyścigi istnieją grą i z gry mają zyski, w sytuacji opisanej wy\ej ponoszą straty. Czy ktoś się
specjalnie stara wykończyć instytucję?
Nie ma z kim na ten temat rozmawiać, nie ma komu wyjaśnić sprawy. Nie mogę dojść, kto
właściwie tą całą imprezą administruje i kto organizuje tak imponujące kretyństwo&
Mo\e o kretyństwach nie powinnam się wypowiadać, bo sama wykonałam całkiem niezłe,
acz innego rodzaju. Mianowicie wybrałam się na te angielskie wyścigi ponownie, co
wydawało mi się łatwe, znałam ju\ bowiem drogę. Wypadło mi to w niedzielę.
Nasłuchał się człowiek i naczytał o tych angielskich niedzielach. Wszystko prawda.
Co właściwie zrobiłam, nie mam pojęcia, chyba pojechałam pociągiem o nieodpowiedniej
godzinie. Peron się zgadzał, kierunek te\, a jednak pociąg pojechał nie tam gdzie trzeba.
Zorientowałam się, \e coś nie gra, ju\ w połowie drogi, mo\liwe, \e powinnam była się
przesiąść, ale wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Wysiadłam na jakiejś prowincjonalnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]