[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Chciałbym znać twoją matkę.
 Powiedziała, że każdy ... każdy, czy bogaty, czy biedny, czy jest kimś wielkim czy nikim każdy ma
łaskę.  Spokój spłynął na jego znękaną twarz, gdy powiedział słowo "łaskę".  Wiesz, co to jest
łaska?
 Tak.
 Aaska jest czymś, co daje Bóg, a ty używasz jej do polepszenia świata albo nie używasz, musisz
wybrać.
 Jak twoja sztuka. Jak twoje piękne rysunki.
 Jak twoje naleśniki  powiedział.
 Wiesz, że to ja robiłem naleśniki?
 Te naleśniki to łaska.
- Dziękuję. Jake. To bardzo miło z twojej strony.  Zamknąłem drugi blok i wstałem.  Muszę już
iść, ale chciałbym wrócić, jeśli nie masz nic przeciwko.
 Nie mam.
 Będzie dobrze?
 W porządku, dobrze  zapewnił mnie. Obszedłem stół, położyłem rękę na jego ramieniu i przyj-
rzałem się rysunkowi z tej perspektywy.
Jacob był znakomitym rysownikiem, ale nie tylko. Rozumiał charakter światła, dostrzegał je nawet w
cieniu, umiał wyrazić jego piękno i potrzebę.
Za oknem, choć do zimowego zmroku zostało jeszcze parę godzin, śnieżyca zdławiła większość
światła. Już się zmierzchało.
Wcześniej Jacob ostrzegł mnie, że ciemność nadejdzie z ciemnością. Może nie mogliśmy liczyć, że
śmierć zaczeka do nocy. Może wystarczy jej mrok tego fałszywego zmierzchu.
ROZDZIAA 44
Na korytarzu, gdy zostawiłem Jacoba z obietnicą powrotu, Rodion Romanovich powiedział:
 Panie Thomas, przesłuchanie tego młodego człowieka... ja zrobiłbym to inaczej.
 Tak, proszę pana, ale zakonnice kategorycznie zabraniają wyrywania paznokci szczypcami.
 Cóż, nawet zakonnice nie mają racji we wszystkim. Chciałem jednak powiedzieć, że otworzył go
pan jak nikt. Jestem pod wrażeniem.
 Sam nie wiem. Krążę blisko, ale jeszcze nie dotarłem do celu. On ma klucz. Zostałem wcześniej do
niego przysłany, bo on ma klucz.
 Przysłany przez kogo?
 Przez zmarłą osobę, która próbowała mi pomóc za pośrednictwem Justine.
 Za pośrednictwem dziewczyny, o której mówił pan wcześniej, tej, która zmarła i została
przywrócona do życia.
 Tak, proszę pana.
- Miałem rację co do pana  powiedział Romanovich.  Złożony, skomplikowany, nawet
zagmatwany.
- Ale nieszkodliwy  zapewniłem go.
Nieświadoma, że przechodzi przez stado bodachów, matka Angela podeszła do nas.
Zaczęła mówić, a ja pokazałem, że powinna trzymać buzię na kłódkę. Zmrużyła barwinkowe oczy, bo
choć wiedziała o bodachach, nie przywykła, żeby ktoś kazał jej milczeć.
Kiedy złe duchy znikły w różnych pokojach, zapytałem:
 Mam nadzieję, że matka mi pomoże. Jacob... co matka wie o jego ojcu?
 O ojcu? Nic.
 Myślałem, że zna matka historię wszystkich dzieci.
 Owszem. Ale matka Jacoba nie wyszła za mąż.
 Jennifer Calvin. Więc to nazwisko panieńskie, nie męża.
 Tak. Zanim zmarła na raka, postarała się, żeby Jacob został przyjęty do innego kościelnego domu.
 Dwanaście lat temu.
 Tak. Nie miała rodziny, która mogłaby go przygarnąć.
i z przykrością powiem, że na formularzach w rubryce, gdzie należało podać nazwisko ojca, wpisała
 nieznany".
- Nie poznałem tej pani i wiem o niej niewiele, ale nic chce mi się wierzyć, że była na tyle rozwiązła,
żeby nie znać ojca swego dziecka.
 Zwiat jest smutny, Oddie, bo takim go czynimy.
 Dowiedziałem się paru rzeczy od Jacoba. W wieku siedmiu lat poważnie się rozchorował, prawda?
Skinęła głową.
 Tak jest w aktach medycznych. Nie jestem pewna, ale chyba... jakieś zakażenie krwi. Omal nie
umarł.
 Ze słów Jacoba można się domyślać, że Jenny wezwała ojca do szpitala. Nie było to ciepłe,
serdeczne spotkanie rodzinne. Ale nazwisko może być kluczem do wszystkiego.
 Jacob nie zna nazwiska?
 Nie sądzę, aby matka mu powiedziała. Jednak, jak mi się zdaje, zna je pan Romanovich.
Matka Angela nie kryła zaskoczenia.
 Zna pan, panie Romanovich?
 Jeśli zna  powiedziałem  to matce nie powie. Zmarszczyła czoło.
 Dlaczego, panie Romanovich?
 Ponieważ nie zajmuje się ujawnianiem informacji  odparłem za mego.  Wręcz przeciwnie.
 Ale, panie Romanovich  powiedziała matka Angela  udzielanie informacji jest przecież
podstawowym obowiązkiem bibliotekarza.
 On nie jest bibliotekarzem. Będzie twierdził, że jest, ale jeśli matka naciśnie, usłyszy od niego
więcej informacji o Indianapolis, niż potrzeba.
 Gromadzenie wyczerpujących informacji o ukochanym Indianapolis nikomu nie może zaszkodzić
 powiedział Romanovich.  I prawda jest taka, że pan też zna to nazwisko.
Znów zaskoczona matka Angela zwróciła się do mnie:
 Znasz nazwisko ojca Jacoba, Oddie?
 Domyśla się  teraz on mnie wyręczył  ale nie chce uwierzyć w swoje domysły.
 To prawda, Oddie? Dlaczego nie chcesz uwierzyć?
 Bo pan Thomas podziwia człowieka, którego podejrzewa. I ponieważ, jeśli podejrzenia są
uzasadnione, może mieć do czynienia z siłą, jakiej nie wziął pod uwagę.
 Oddie, czy jest coś takiego?  zapytała siostra Angela.
 Długa lista, matko. Rzecz w tym, że muszę być pewien, czy się nie mylę co do nazwiska. Poza tym
muszę zrozumieć jego motywy, a jeszcze ich nie rozgryzłem, nie do końca.
Zwracanie się do niego bez pełnego zrozumienia może być niebezpieczne. Matka Angela zwróciła się
do Rosjanina: - Jeśli może pan zdradzić Oddiemu nazwisko i pobudki tego człowieka, niech pan to
zrobi dla dobra dzieci.
 Niekoniecznie wierzę we wszystko, co mi dotąd powiedział  zaznaczyłem.  Nasz przyjaciel w
futrzanej czapie ma własne cele. I przypuszczam, że gotów jest iść ku nim po trupach.
Głosem ciężkim od dezaprobaty matka przełożona powiedziała:
 Panie Romanovich, przedstawił się pan tej wspólnocie jako zwykły bibliotekarz, który pragnie
ubogacić swoją wiarę.
 Nigdy nie mówiłem, że jestem zwykły  poprawił.  Ale to prawda, jestem człowiekiem wiary.
A czyja wiara jest na tyle niewzruszona, żeby nie potrzebowała dalszego umocnienia?
Patrzyła na niego przez chwilę, potern zwróciła się do mnie:
 Podejrzany ptaszek.
 Owszem, matko.
 Wypędziłabym go na śnieg, gdyby nie było to nie po chrześcijańsku... i gdybym choć przez chwilę
sądziła, że zdołamy wyrzucić go za drzwi.
 Ja nie sądzę, matko.
 Ja też nie.
 Jeśli znajdzie matka dziecko, które kiedyś nie żyło, ale umie mówić  przypomniałem jej  może
dowiem się tego, co trzeba, z innego zródła niż pan Romanovich.
Jej okolona barbetem twarz pojaśniała.
 To właśnie przyszłam ci powiedzieć, zanim wdaliśmy się w rozmowę o ojcu Jacoba. Jest pewna
dziewczynka, nazywa się Flossie Bodenblatt...
 Niemożliwe  mruknął Romanovich.
 Flossie  mówiła siostra Angela  wiele przeszła, tak wiele, zbyt wiele, ale jest dzieckiem z
charakterem i ciężko pracowała na ćwiczeniach logopedycznych. Jej głos jest teraz czysty. Była w sali
rehabilitacyjnej, ale zabrałyśmy ją do pokoju. Proszę ze mną.
ROZDZIAA 45
Dziewięcioletnia Flossie przebywała u Zwiętego Bartłomieja od roku. Według siostry Angeli należała
do tych nielicznych dzieci, które pewnego dnia będą mogły odejść i żyć samodzielnie.
Na drzwiach widniały dwa imiona: FLOSSIE i PAULETTE. Flossie czekała sama.
Po tej stronie pokoju, która należała do Paulette, było mnóstwo ozdóbek, falbanek i lalek. Różowe
poduszki i mała zielono-różowa toaletka.
Część Flossie stanowiła kontrast, prosta, czysta, biała i niebieska, ozdobiona tylko plakatami psów.
Nazwisko Bodenblatt sugerowało niemieckie albo skandynawskie pochodzenie, ale Flossie miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •