[ Pobierz całość w formacie PDF ]
telefon w Kansas City, ale nie mają tego nazwiska w spisie. Drugi list był od jakiegoś profesora.
Allie próbowała zatelefonować do niego i okazało się, że telefon został wyłączony.
Mocno podejrzane powiedział Jupiter. Powinna była sprawdzić Bentleya, nim go
przyjęła do pracy.
Ale nie zrobiła tego i teraz chce, żebyśmy się tym zajęli. Powiedziała Bentleyowi, że
musi go ubezpieczyć i on dał jej swój adres domowy: Santa Monica, Północny Tennyson, numer
1854. Allie chce, żebyśmy natychmiast pojechali i sprawdzili, czy Bentley rzeczywiście ma tam
mieszkanie, i w ogóle żebyśmy zebrali jak najwięcej informacji.
Na co ty jej powiedziałeś, że pojedziemy tam po obiedzie?
No pewnie. Jak się zaraz nie pokażę w domu, mama da mi szkołę.
Ciocia Matylda także zaczyna się niecierpliwić westchnął Jupe. Masz rację.
Pojedziemy do Santa Monica po obiedzie.
Tańczymy, jak nam Allie zagra mruknął Pete.
Jest naszym klientem. Nie powinna była tak od razu przyjmować Bentleya do pracy, ale
stało się. A teraz chciałaby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. I słusznie. Zatelefonuję do Boba
i powiem mu, że spotykamy się koło centrum handlowego przy autostradzie, powiedzmy o...
siódmej. Odpowiada?
Może być.
A więc do siódmej.
Spotkali się punktualnie. Parę minut po siódmej jechali na rowerach wzdłuż Nadbrzeżnej
Autostrady do Santa Monica. Północny Tennyson okazał się małym placykiem u wylotu
Jedenastej ulicy. Stał tam duży, zdobiony sztukaterią dom, oznaczony numerem 1856. Tabliczka
na trawniku informowała, że numer 1854 znajduje się na tyłach budynku.
Pewnie mieszkanie nad garażem powiedział Jupiter i wszedł w alejkę prowadzącą na
zaplecze budynku. Po chwili wrócił, kiwając głową. Zgadza się. Mieszkanie na piętrze, nad
podwójnym garażem.
Jak masz zamiar dowiedzieć się, czy Bentley tu rzeczywiście mieszka? zapytał Pete.
Zapytamy o niego w tym domu zdecydował Jupe. Możemy być, na przykład,
przyjaciółmi jego siostrzeńca Freddiego. Jechaliśmy właśnie z Westwood i postanowiliśmy tu
wpaść.
Bob skinął głową.
Wystarczy na początek.
Jupiter podszedł zdecydowanym krokiem do drzwi frontowych i nacisnął dzwonek.
Odczekał dobrą chwilę i zadzwonił ponownie. Nikt nie otworzył.
To by było na tyle, jeśli chodzi o twój genialny pomysł odezwał się Pete.
Jupiter podniósł rower i wprowadził go w alejkę.
Przyjmijmy, że Bentley istotnie tu mieszka. Często sporo da się powiedzieć o człowieku,
kiedy obejrzy się miejsce, w którym żyje.
Włazimy tam? zapytał Pete.
Zajrzyjmy przez okno odpowiedział Jupe.
Okazało się to nader proste. Do mieszkania nad garażem prowadziły zewnętrzne schody.
Kończyły się małym podestem. Były tu drzwi wejściowe i nie zasłonięte niczym okno.
Mamy szczęście Jupiter przycisnął nos do szyby. Pete stanął obok niego, a Bob,
wspinając się na palce, zaglądał do środka nad ich ramionami.
Pokój był rozświetlony ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Padały na przeciwległą
ścianę, pod którą stały półki z książkami, a obok duże biurko. Bliżej okna był stół, na którym
piętrzyły się papierowe teczki na akta i leżało kilka książek. W pokoju znajdował się także
mniejszy stolik z maszyną do pisania, obrotowe krzesło biurowe, stojąca lampa i kanapka okryta
brązową, sztruksową narzutą.
Wygląda bardziej na biuro niż na mieszkanie zauważył Pete.
Jupiter odsunął się od okna.
Nasz tajemniczy służący lubi czytać. Prawdopodobnie również pisze.
Bob przycisnął twarz do szyby i zagwizdał.
Zobaczcie tytuły tych książek na stole! Czary, ludowa medycyna i magia . To nowość.
Kupiliśmy to do biblioteki w tym tygodniu. Dalej Praktyki Voodoo rytuał i rzeczywistość .
Nic o wężach? zapytał Pete.
Jupiter nacisnął klamkę u drzwi, ale nie ustąpiła. Zaczął uważnie oglądać okno.
Jest nie zamknięte stwierdził.
Wymienili spojrzenia. Rozejrzeli się bacznie po pustym podwórzu. Okna frontowego
budynku były ciemne i głuche.
Zdrowo oberwiemy, jak nas przyłapią powiedział Pete.
Nie musza nas przyłapać Jupiter pchnął okno, otworzyło się bezgłośnie.
W kilka chwil byli w środku. Na półkach znalezli wiele książek o rytuałach prymitywnych
plemion, o ludowych obrządkach, także kilka prac o czarnej magii i jej praktykach
wykonywanych współcześnie.
Ten facet musi czuć się jak u siebie w domu z Arielem i ciotką Pat zaśmiał się Pete.
Jeśli przeczytał te wszystkie książki, ma całe moje uznanie powiedział Bob.
Starałem się przebrnąć ostatnio przez niektóre z nich. Ciężka sprawa.
Trudno sobie wyobrazić takiego znawcę okultyzmu w roli gosposi. Jupiter pochylił się
nad stołem i zaczął odczytywać napisy z kartek przypiętych do teczek z aktami: Klienci
Mary , Zielony trójkąt . Była także gruba teczka z notatką: Bractwo Niższego Kręgu .
Zastanawiam się, czy to nie chodzi o nasze bractwo. Ależ tak!
Coś tam znalazł? zainteresował się Bob.
Jupiter wyjął z teczki dwie kartki.
To są uwagi o pannie Patrycji Osborne. W ciągu ostatnich dziesięciu lat należała do
pięciu różnych sekt, prenumerowała dwa magazyny astrologiczne, odbyła podróż do Indii, gdzie
wysłuchiwała wykładów tamtejszego mędrca. Skróciła pobyt, gdyż nie odpowiadała jej indyjska
kanalizacja. Na końcu jest informacja, że w maju zamieszkała w Rocky Beach, a niedawno do
tego samego domu przybył Hugo Ariel.
Co tam jest jeszcze? dopytywał się Pete.
Jupiter wertował kartki.
Tu jest wyciąg z konta bankowego panny Osbomne. No, ma umiarkowane dochody.
Trudno ją nazwać bogatą.
Chodzi mu więc o pieniądze? zastanawiał się Pete.
Chyba tak. O, tu jest raport o stanie majątkowym Noxwortha. Oprócz delikatesów ma
posiadłość we wschodnim Los Angeles. Jest bogatszy, niżby można przypuszczać z jego
wyglądu.
Jest coś o tej Pomarańczowej? zapytał Pete.
Tak. Madelyn Enderby, fryzjerka. Należała do szeregu dziwnych ugrupowań. Ma zakład
fryzjerski i niezłe dochody. Posiada otwarte konto u maklera giełdowego w Dolinie San
Fernando.
Jeszcze ktoś, kogo znamy? spytał Bob.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]