[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gazetach, które przyczyniały się do pogłębiania ogólnej wiedzy. Co do
arytmetyki, tę lubiła od dawna, a poza tym ostatnio dwa razy w tygodniu chodziła
na konsultacje do miejscowej szkoły.
O geometrii, łacinie, algebrze i gramatyce nie wiedziała dokładnie nic.
Geografię znała fragmentarycznie z dawnych lekcji historii z matką i z książek
podróżniczych.
W Paryżu miała uczyć się śpiewu, gry na pianinie, rysunku, malarstwa i języka
francuskiego.
Miriam wybrała zakład w pobliżu Avenue du Bois, prowadzony wspólnie przez
Angielkę i Francuzkę, w którym uczyło się dwanaście dziewcząt.
Pojechała z Celią i postanowiła pozostać w Paryżu tak długo, aż nabierze
pewności, że jej dziecko dostosowało się do nowego otoczenia i jest szczęśliwe.
Po czterech dniach Celię ogarnęła potworna tęsknota za Miriam. Najpierw nie
wiedziała, co się z nią dzieje to dziwnie ściśnięte gardło, te łzy, które
napływają jej do oczu na samą myśl o matce. Wystarczyło, by ułożyła bluzkę,
którą uszyła jej Miriam i wyobraziła sobie, jak siedzą we własnym domu i jak
matka tę bluzkę szyje, a już tonęła we łzach. Piątego dnia miała wychodne.
Przyjechała po nią matka.
Zeszła na dół, zdawałoby się, opanowana. Wystarczyło jednak, by taksówka,
którą udawały się do hotelu Miriam, ruszyła z miejsca, a łzy potoczyły się po
jej policzkach jak groch.
Och, mamusiu, mamusiu wyszlochała.
Co się stało, kochanie? Nie czujesz się tam dobrze? Powiedz tylko słowo, a
natychmiast ciÄ™ zabiorÄ™.
Wcale nie chcę, żebyś mnie zabierała. Podoba mi się tam, naprawdę. Tyle że
brakowało mi ciebie.
Pól godziny pózniej niedawne uczucie smutku wydawało się zupełnie nierealne
niby jakiś zły sen. Wszystko razem trochę przypominało morską chorobę. Kiedy raz
się z niej człowiek podniesie, nie pamięta, że w ogóle ją przechodził.
Wbrew oczekiwaniom Celii potworna tęsknota za matką już nie powróciła.
Dlaczego? Jak to możliwe? roztrząsała nerwowo własne uczucia. Przecież nadal
kocha matkę, więcej, uwielbia ją, a mimo to na myśl o niej już nic nie ściska ją
za gardło.
Przyszła do niej jedna z dziewcząt, Amerykanka, Maisie Payne.
Podobno czujesz się osamotniona powiedziała, przeciągając słowa. Moja
matka zatrzymała się w tym samym hotelu co i twoja, stąd wiem. Już ci trochę
minęło?
Tak, wszystko w porządku. Głupio się zachowałam.
Ależ skąd, tęsknota to rzecz całkiem naturalna.
Jej pieszczotliwy, przeciągły sposób mówienia przypomniał Celii dawną
przyjaciółkę z Pirenejów, Marguerite Priestman. Poczuła, że ogarnia ją miłe
uczucie wdzięczności dla tej dużej, ciemnowłosej istoty. Po chwili to uczucie
przybrało na sile, albowiem Maisie powiedziała: Widziałam twoją matkę w
hotelu. Jest bardzo ładna. A nawet więcej niż ładna; ona jest& jakby to nazwać&
twoja matka jest dystyngowana.
51
Celia pomyślała o swojej matce, po raz pierwszy starając się spojrzeć na nią
obiektywnie. Mała, pełna wyrazu twarz, drobne dłonie i stopy, małe delikatne
uszy, cienki, zgrabny nos.
Jej matka och, kogoś takiego jak ona nie ma na całym świecie!
6. PARY%7Å‚
1
W Paryżu Celia spędziła rok. Czas ten upłynął jej bardzo przyjemnie. Lubiła
inne dziewczęta, choć żadna z nich nie zdawała jej się bardzo autentyczna. Może
jedna Maisie Payne, lecz ta wyjechała na Wielkanoc po przyjezdzie Celii. Jej
najlepszą przyjaciółką była wielka, gruba dziewczyna, Bessie West, która
sąsiadowała z nią przez ścianę. Bessie lubiła mówić, a Celia słuchać, poza tym
łączyła je wspólna namiętność do jabłek. Bessie między jednym a drugim kęsem
jabłka snuła długie opowieści o swoich eskapadach i przygodach. Jej historie
kończyły się zwykle tak samo: I wtedy to już całkiem zwariowałam .
Lubię cię, Celio wyznała któregoś dnia. Jesteś sensowna.
Sensowna?
Nie mówisz bez przerwy o chłopcach, no i tych tam sprawach. Dziewczęta
takie jak Mabel i Pamela działają mi na nerwy. Za każdym razem kiedy gram na
skrzypcach, nic tylko chichoczą i wmawiają mi, że robię słodkie oczy do starego
Franza albo on do mnie. Według mnie to jest prostackie. Lubię powygłupiać się z
chłopcami jak każda inna, lecz posądzanie mnie o bujanie się w nauczycielach
muzyki to czysty idiotyzm.
Celia, której już dość dawno minęła namiętność do biskupa Londynu, teraz
przeżywała śmiertelne katusze x powodu pana Geralda du Mauriera. Zakochała się w
nim od pierwszego wejrzenia, to znaczy od dnia, kiedy to zobaczyła go w Alias
Jimmy Valentine. Jednak swego sekretu nie zdradziła nikomu.
Poza Bessie lubiła jeszcze jedną dziewczynę, te, o której Bessie nie mówiła
inaczej jak kretynka .
Sybil Swinton była wysoka, miała dziewiętnaście lat, brązowe oczy i całą masę
kasztanowych włosów. Była zdecydowanie sympatyczna i zdecydowanie głupia.
Wszystko trzeba było jej tłumaczyć dwa razy. Pianino traktowała jak dopust boży.
yle odczytywała nuty i nie miała słuchu. Celia potrafiła siedzieć przy niej
godzinami, powtarzając cierpliwie raz za razem: Nie, Sybil, nie& krzyżyk& zle
prowadzisz lewą rękę& d, Sybil, teraz d. Och, Sybil, Sybil, czy ty naprawdę nie
potrafisz tego usłyszeć? Naprawcie? Sybil naprawcie nie potrafiła. Jej rodzinie
bardzo zależało, by grała na pianinie jak inne dziewczęta i Sybil robiła co w
jej mocy, lecz muzyka wciąż była dla niej jednym wielkim koszmarem. Zresztą nie
tylko dla niej. Dla jej nauczycieli także. Madame LeBrun, jedna z dwojga
nauczycieli muzyki, była starszą panią, drobną i niską, o białych włosach i
dłoniach jak szpony. Siadała bardzo blisko uczennicy, tak blisko, że ta nie
mogła swobodnie poruszać łokciem. Bardzo lubiła sprawdzać postępy dziewcząt na
nie znanych im utworach i zwykle przynosiła ze sobą całe pliki duetów a quatre
mains. Wszystko szło łatwo, gdy madame LeBrun siedziała przy tym końcu pianina,
gdzie był rejestr wiolinowy. Tak bardzo pochłaniała ją własna gra, że zwykle
mijało trochę czasu, nim zauważyła, iż akompaniująca jej uczennica wyprzedza ją
o kilka taktów albo o kilka się spóznia. Wtedy wydawała z siebie okrzyk
oburzenia: Mais qu est ce que vous jouez l?, ma petite? C est affreux c est
tout ce qu il y a de plus affreux!
Mimo wszystko Celia lubiła jej lekcje. Co prawda wolała, kiedy madame LeBrun
zastępował monsieur Kochter. Monsieur Kochter zajmował się tylko utalentowanymi
dziewczętami. Był zachwycony Celia. Chwytając jej dłonie i niemiłosiernie
rozsuwając palce, wołał: Proszę spojrzeć na to rozstawienie! Tak wygląda ręka
pianistki. Natura była dla pani łaskawa, panno Celio. A teraz zobaczmy, co pani
robi, aby ją wspomagać . Monsieur Kochter sam grał przepięknie i, jak zwierzył
się Celii, dwa razy w roku dawał koncert w Londynie. Chopin, Beethoven i Brahms
byli jego ukochanymi mistrzami. Zwykle przyzwalał na to, aby Celia sama
dobierała sobie repertuar. Monsieur Kochter zarażał ją tak dużym entuzjazmem, że
chętnie ćwiczyła, nie odczuwając przy tym żadnego zmęczenia, sześć godzin
52
dziennie, czyli tyle, ile się po niej spodziewał. Celia kochała grę na pianinie.
Pianino przez całe życie było jej przyjacielem.
Na lekcje Å›piewu Celia uczÄ™szczaÅ‚a do monsieur Barré eksÅ›piewaka operowego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]