[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mercedesa.
- Jezdeś pan z Anglii? - zapytała podejrzliwie.
- No... tak - przyznał ostrożnie. - Czy to ma jakieś znaczenie?
- Może nie - rzuciła przez wydęte z dezaprobatą wargi. - Może pana wpuszczom, kiedy
zobaczom, że jezdeś pan jeden z nich i jedziesz pan takom szykownom taksówkom.
Crofts uniósł brwi. Poczuł się wyraznie zaintrygowany, mimo przemożnej chęci ucieczki.
- Chce pani powiedzieć, że tam niechętnie widzą odwiedzających?
- One grozili mojemu Timowi strzelbom, ot co! I powiedzieli mu, żeby trzymał się z daleka, bo
inaczej wsadzom go za kłusowanie - a on chciał tylko króla albo dwa, żeby pomóc rodzinie.
- Oni? Pan i pani Harley tak powiedzieli?
- Nie ta paniusia. To je dość miła, ładna kobitka... ale tego Harleya to tu nie lubiejom. Ani tego,
którego on nazywa swoim karbowym.
- Karbowym...? - zapytał niepewnie Crofts.
- No ta, jezdeś pan Anglik, to pewne - stwierdziła, kobieta z bezbrzeżną pogardą, puściła
mercedesa i schwyciła rączkę wózka, jakby miała zamiar ruszyć nim do ataku. - To ten pański
angielski rzund to robi, co? Nie daje zasiłku rodzinnego dla dobrych szkockich dziecisków...
Jechał pełnym gazem do samego zakrętu i dopiero tam ośmielił się zwolnić. Bez względu na to,
jaka grozba zawisła nad Erikiem Harleyem, niewątpliwie stanowiła ona zaledwie blady cień Groznej
Matki z Auchenzie. Po raz pierwszy od spotkania Simpsona w Londynie Crofts uśmiechnął się.
To było jednak godne uwagi. Historia jej Tima i strzelby. Ale kim, u diabła, był ten karbowy ?
Zobaczył ją wjeżdżając ostrożnie przez bramę na podwórze. Był wdzięczny losowi, że teutońska
mechanika i zawieszenia wytrzymały jazdę po drodze, która wystawiłaby na próbę nawet odporność
półgąsienicowego transportera opancerzonego.
Rozwieszała pranie na sznurku przeciągniętym od domu do pnia zniszczonego burzami drzewa.
Kilka strapionych kur dziobało ponuro wokół stodoły z zapadniętym dachem, a staroświecki traktor
John Deere rdzewiał spokojnie za Pozostałościami rowu melioracyjnego.
Zanim jeszcze odwróciła się do niego, mógł spostrzec, że sprawia wrażenie zmęczonej i równie
bezbarwnej jak jej otoczenie. Wszelkie jego poprzednie wątpliwości zostały natychmiast całkowicie
rozwiane - bez względu na to, jakie powody skłoniły ich do zamieszkania w takich warunkach, na
pewno nie wynikały one z wyboru dokonanego przez Laurę Harley.
Wysiadł z samochodu i podszedł do niej od tyłu. Podniosła zapinkę do bielizny i zawołała:
- Zaraz do pana przyjdę, panie McKay. Potrzebujemy dziś tylko mielonego i może jeszcze ładny
kawałek wieprzowiny.
- Halo, Lauro - odezwał się Crofts. Zamarła z jedną ręką uniesioną w stronę sznurka. Ale drżenie
w jej głosie było tylko ledwo słyszalne:
- Myślałam... że to pan McKay, rzeznik.
- Przykro mi - uśmiechnął się łagodnie. - Chociaż gdy się zjawi, może mogłabyś zamówić trochę
więcej. Będziesz miała teraz gościa na obiedzie.
Wtedy odwróciła się i poczuł dawną przyjemność widząc, że jej ruchy są równie energiczne jak
kiedyś. Mimo zmarszczek wokół oczu była wciąż interesującą kobietą. Nawet w wypłowiałych
dżinsach i grubym swetrze z szetlandzkiej wełny. W tej koszmarnej atmosferze zapuszczonej
wiejskiej zagrody żona Erica - i jego dawna nieszczęsna miłość - wyglądała równie ponętnie jak
dawniej.
- Mikę - szepnęła. - Och, Mikę!
Kiedy objęła go, przytulając się z całej siły, i zaczęła płakać, z przyjemnością odsunął od siebie
to, co w ciągu ostatnich godzin stanowiło jedną z jego największych obaw - że Laura Harley
rzeczywiście mogła wyznać Ericowi ich dawno już pogrzebany skandaliczny romans. Wykopałoby to
między nimi przepaść, której żadne łzy nigdy nie byłyby w stanie zlikwidować.
Ale żadnej przepaści nie było. I przynajmniej za to Crofts był bardzo wdzięczny losowi.
- Eric wkrótce wróci - oznajmiła Laura między pociągnięciami nosem i wycieraniem oczu.
Zaparzyła kawę dla nich obojga i teraz czekali w ciepłej i zadziwiająco przyjemnej kuchni domu
na farmie. Rozmawiali, od czasu do czasu dotykając swoich dłoni, jakby dla upewnienia się
nawzajem, że wciąż pozostają przyjaciółmi. Ale niczym więcej - oboje zdawali sobie sprawę, że
tamto już nie wróci. Nigdy więcej.
Była jednak między nimi jakaś niemal niewyczuwalna ostrożność, Crofts bowiem unikał
stawiania oczywistych pytań, a Laura ani nie zachęcała go, by je postawił, ani sama nie podejmowała
tematu. Widząc to niemal manifestacyjne przemilczenie, coraz bardziej dochodził do wniosku, że
Laura coś przed nim ukrywa.
Nie mogło być tak dłużej. Położył dłoń na jej rękach i popatrzył w oczy.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, czemu tu zamieszkaliście?
Nie odwróciła wzroku. Jakby spodziewała się tego pytania.
- Dlatego, że oboje cię kochamy - odpowiedziała po prostu. Crofts delikatnie ścisnął jej palce.
- Dziękuję. Ale to nie jest odpowiedz na moje pytanie, prawda?
- Jak się o nas dowiedziałeś?
Uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że Laura próbuje dość niezręcznie zmienić temat.
- Facet o nazwisku Simpson. Spotkał Erica w Glasgow i wspomniał mi o tym.
Zmarszczyła lekko czoło. Najwidoczniej to nazwisko nic jej nie mówiło.
- Taki stary znajomy. Kiedyś byliśmy razem. Krótko i dawno temu... Dlaczego mieszkacie tu
oboje, Lauro?
- Czy uwierzyłbyś mi, gdybym ci powiedziała, że się nam tu podoba?
- Nie! To przecież dziura. I cholernie tu chłodno w zimie.
- Wiem - powiedziała posępnie. - Przetrwaliśmy kawałek jednej z nich.
- Jesteście tu już od dawna? - zapytał z zaskoczeniem!
- Ja nie. Przyjechałam zaledwie przed sześcioma tygodniami. Eric jest od końca listopada.
- Ale dlaczego? - nalegał Crofts. - Po co ta przeprowadzka? Po co ta tajemniczość? Na rany
Chrystusa,) przecież Eric wie, że pomógłbym mu, gdyby wpakował się w jakieś kłopoty.
- Wie również, Mikę, że postanowiłeś rzucić... no, tę robotę, którą zajmowaliście się obaj.
- Wynika z tego, że on nie rzucił! Czy to jest powrót jego milczenia, Lauro? Chciał mnie ustrzec
przed wplątaniem w tę sprawę? Ustrzec mnie przed samym sobą?
Zaczęła płakać i nagle pojął, jak bardzo napięcie dało się jej we znaki, po zaledwie sześciu
tygodniach. Ogarnęła go złość na Erica, że obarczył tym osobę, którą tak głęboko kochał.
- Czy Eric znowu działa jako najemnik i jest do tego stopnia szalony, że próbuje wykręcić jakiś
numer tu, w Szkocji? - nalegał dalej. - A może prześladuje go jakaś sprawa z przeszłości? Czy mu
grożono?
- Nie wiem - załkała. - Mikę, nic nie wiem i to mnie właśnie przeraża. On się zmienił.
Przyjechaliśmy tu, bo myślałam, że rzeczywiście tego chce, ale od tej pory jest ciągle pod jakąś coraz
silniejszą presją. Stał się nerwowy łatwo się irytuje. Odniosłam wrażenie, że czasami nawet się
czegoś boi. Ale nigdy nie pozwolił mi, żebym nawiązała z tobą kontakt - nie chciał cię w to mieszać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]