[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słyszał, jak leniwie pluszcze się w wannie, oddzielona
od niego zaledwie jednÄ… parÄ… wÄ…skich drzwi.
To oczywiście nie znaczy, że tylko jedno mu
w głowie, pomyślał zdegustowany. Potrafił wyczuć,
kiedy kobieta jest zainteresowana. Nie chodziło mu
też o czysto fizyczny pociąg. Niech go wszyscy
diabli, ale jest w niej zakochany. A jeśli Cilla jest
zbyt głupia, żeby to zauważyć, będzie musiał wbić
jej to do głowy.
Opuścił książkę na kolana i zasłuchał się w smętne
zawodzenie Billie Holiday, zapatrzony w ogień. Strze
lające w górę płomienie rozpędziły chłód, panujący
w pokoju. Z tych właśnie praktycznych względów
zbudował tutaj kominek i drugi na głównej kondyg
nacji. Ale były też romantyczne powody. Zirytowany
przyłapał się na tym, że układając polana i rozpalając
ogień, śni na jawie o Cilli.
W jego marzeniach przyszła do niego, ubrana w coś
cieniutkiego, zwiewnego i ponętnego. Uśmiechnęła
się, podeszła i wtuliła się w niego. A kiedy wziął ją na
ręce i zaniósł do łóżka, zaczęli...
Marz sobie dalej, powiedział sam do siebie. W dniu,
w którym Cilla 0'Roarke przyjdzie do niego z własnej
i nieprzymuszonej woli, z uśmiechem na ustach i ot
wartymi ramionami, kaktus wyrośnie mu na dłoni.
Ona, oczywiście, także obdarzała go uczuciem.
156
Wystarczająco silnym. I gdyby nie była taka uparta
i tak zdecydowana okiełznać tę niewiarygodną namięt
ność, nie musiałaby poświęcać tyle czasu na obgryza
nie paznokci i palenie papierosów.
Zawzięta, ograniczona i pełna zahamowań - oto
cała Priscilla Alice 0'Roarke, pomyślał ponuro.
Uniósł kieliszek w szyderczym toaście i omal go nie
upuścił, gdy ujrzał ją w progu.
- Muszę z tobą porozmawiać. - Cały zasób od
wagi zużyła na pokonanie krótkiego odcinka ko
rytarza, zdołała jednak wejść do pokoju. A choć
Boyd siedział przed trzaskającym ogniem w samych
tylko rozciągniętych trykotach, udała, że jej to nie
peszy.
Na jej widok poczuł, że musi się napić. Pociągnął
łyk wina i dopiero wtedy zdołał skinąć głową. Był
gotów niemal uwierzyć, że znowu śni - ale na twarzy
Cilli nie było uśmiechu.
- Tak?
Przypomniała sobie, że miała zamiar coś powie
dzieć. Wyznać mu, co leży jej na sercu, i oczyścić
atmosferę. Ale i ona musiała najpierw upić łyk wina.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że przywożąc mnie
tutaj, kierowałeś się w gruncie rzeczy dobrymi inten
cjami. Zwłaszcza jeśli uwzględnić wydarzenia ostat
nich tygodni. Twoje metody były jednak niebywale
aroganckie. - Mówiąc to, zastanawiała się, czy dla
niego brzmi to równie idiotycznie jak dla niej samej.
Czekała na odpowiedz, ale on wciąż patrzył na nią
nieprzytomnym wzrokiem. - Boyd?!
OtrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™.
- Co?
- Nie masz mi nic do powiedzenia?
- O czym?
Podeszła bliżej. Z jej ust wyrwał się stłumiony jęk.
157
Odstawiła z trzaskiem kieliszek; resztka wina omal
nie przelała się przez jego krawędz.
- Po tym, jak mnie tu przywiozłeś, mógłbyś przy
najmniej wysłuchać moich skarg.
Przecież ledwie był w stanie oddychać, a co dopiero
mówić o słuchaniu. W akcie samoobrony, pociągnął
długi łyk wina.
- Gdybyś miała choć trochę nóg... rozumu - po
prawił się, zakłopotany - wiedziałabyś, że kilka dni
z dala od wszystkiego dobrze ci zrobi.
Gniew błysnął w jej oczach, przez co stała się
jeszcze bardziej podniecająca. Za jej plecami płomie
nie wystrzeliły w górę, a ich blask przeświecał przez
cienkie jedwabie, jakie miała na sobie.
- I dlatego postanowiłeś podjąć za mnie decyzję?
- Tak jest. - Szybkim ruchem odstawił na bok
kieliszek, żeby go nie zgnieść w palcach. - Gdybym cię
poprosił, żebyś tu przyjechała na kilka dni, znalazłabyś
tuzin wymówek.
- Nigdy się nie dowiemy, co bym zrobiła - skont
rowała - bo nie dałeś mi szansy, bym mogła sama
dokonać wyboru.
- Robię, co mogę, żeby teraz dać ci tę szansę -
mruknÄ…Å‚.
- O co ci chodzi?
Zaklął, a potem zerwał się na równe nogi i odwrócił.
Oparł się rękami o ścianę i zaczął, bynajmniej nie
łagodnie, walić w nią głową.
- Co ty wyprawiasz? - zawołała zmieszana, a zara
zem zirytowana.
- Biję głową o ścianę. Chyba to widać. - Urwał,
z czołem opartym o deski.
Patrząc na niego, pomyślała, że najwyrazniej nie
tylko ona jest zestresowana. Chrząknęła głośno.
- Boyd, czemu tłuczesz głową o ścianę?
158
Zaśmiał się, przesunął dłonią po twarzy, po czym się
odwrócił.
- Nie mam pojęcia. To coś, co czuję się w obowiąz
ku robić, odkąd cię poznałem.
Słysząc to, speszyła się i zaczęła nerwowo głaskać
klapy jedwabnego szlafroczka.
Nie bez trudu wziął głęboki oddech i zdołał odzys
kać wątłe panowanie nad sobą.
- Idz lepiej do łóżka, Cillo. Rano będziesz mogła
pastwić się nad moimi szczątkami.
- Nie rozumiem - prychnęła.
Zaczęła krążyć po pokoju. Boyd otworzył usta i jęk
zamarł mu w gardle. Wbił szeroko otwarte oczy w jej
plecy - nagie, z wyjątkiem kawałeczka najcieńszego
czarnego jedwabiu, i w kołyszące się zmysłowo bio
dra, podkreślone frywolną falbanką. Cilla tymczasem
znów terkotała jak karabin maszynowy, poirytowanym
tonem, ale on w uszach miał tylko szum.
- Na miłość boską, przestań tak chodzić! - Położył
dłoń na sercu. Był absolutnie pewny, że za minutę
wyskoczy mu z piersi. - Chcesz mnie wykończyć?
- Zawsze tak chodzę, kiedy jestem wściekła - rzu
ciła. - Jak możesz oczekiwać ode mnie, że pójdę sobie
spokojnie do łóżka, kiedy tak mnie zdenerwowałeś?
- Zdenerwowałem? - powtórzył. Coś huknęło
- przysiągłby, że usłyszał echo w głowie, kiedy chwy
cił ją za rękę. - Ja cię zdenerwowałem? Dobre sobie,
0'Roarke. Powiedz mi, czy ubrałaś się w to, żeby mi
przysporzyć cierpień?
- Ja... - Odwróciła wzrok i niepewnie przestąpiła
z nogi na nogę. - Deborah mi to spakowała. To
wszystko, co mam.
- Bez względu na to, kto ci to zapakował, teraz ty
jesteÅ› w to zapakowana. I doprowadzasz mnie do
szaleństwa.
159
- Ja tylko pomyślałam, że powinniśmy wyjaśnić
sobie pewne sprawy. - Jeszcze chwila, a zacznie siÄ™
jąkać. - Porozmawiać o tym jak ludzie dorośli.
- Ja w tej chwili rzeczywiście myślę jak dorosły.
Jest tu cała skrzynia pełna grubych czarnych koców.
Owiń się jednym z nich.
Nie potrzebowała koca. Już i tak było jej zbyt
gorąco, ponieważ Boyd nadal wodził rękami po jed
wabiu okrywajÄ…cym jej ramiona.
- Może rzeczywiście chciałam, żebyś trochę pocier
piał.
- No to ci się udało. - Bawił się tą namiastką
peniuaru, ześlizgującą się z jej prawego ramienia.
- Cillo, nie zamierzam ci niczego ułatwiać i nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]