[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nie to samo - odparła.
- Jak to?
Machnęła ręką.
- To sprawa uczuć.
Alfred trwał w milczeniu, wpatrując się w obrus.
Podano obiad, a oni nadal siedzieli bez słowa. Sara
zjadła tylko trochę zupy, wciąż bała się o swój żołądek.
Myślała o tym, co powiedział Alfred, ale nic mądrego
nie przychodziło jej do głowy. Nie znajdowała właści
wych słów, by skomentować jego wypowiedz.
Mała grupka muzyków przygrywała między stołami.
Były to rytmy latynoskie, zapewne związane z wpływa
mi z okresu, kiedy Sri Lanka należała do Portugalii. Sa
ra wolałaby posłuchać tutejszych, wyspiarskich melodii.
Grajkom towarzyszyła sympatyczna młoda dziew
czyna sprzedająca kwiaty. Z jej koszyka wystawały ban
knoty, które przed chwilą otrzymała. Sara zauważyła, że
dziewczyna chowa skrzętnie monety i drobne pieniądze
pod kwiaty, a na wierzchu zostawia większe nominały,
sugerując, że są przez nią chętnie widziane.
127
Muzykanci doszli teraz do ich stolika. Dziewczyna
zawiesiła na szyi Sary wieniec bladoróżowych kwiatów,
jeden kwiatek zatknęła też Alfredowi za ucho.
- Wielki Boże, ileż to dziwnych rzeczy człowieka spo
tyka na tym świecie - wyszeptał.
- Ale tak słodko wyglądasz! - zaśmiała się Sara.
Odburknął coś pod nosem i wsadził łodyżkę w dziur
kÄ™ od guzika przy koszuli.
Kiedy grający dostali napiwki i odeszli, Alfred poprosił:
- Saro, opowiedz mi wreszcie coÅ› niecoÅ› o sobie. Po
chodzisz ze wsi, prawda?
- Owszem, i muszę przyznać, że nie nadaję się na mie
szczucha. Nie lubię miasta. Wyjechałam ze wsi, żeby
uciec od pewnej smętnej historii.
- O! Jakiej to mianowicie?
- Ach, to całkiem banalna sprawa. Wyobraziłam sobie,
że pewien chłopak patrzy na mnie w szczególny spo
sób. Okazało się jednak, że był krótkowidzem. Kupił so
bie okulary i ożenił się z zupełnie inną dziewczyną.
- Bardzo to przeżyłaś?
- Strasznie się tego wstydziłam. Chyba nawet nie by
łam tak naprawdę zakochana, ale czułam się idiotycznie.
Odważyłam się okazać mu zainteresowanie czy też od
powiedziałam na jego rzekome zaloty, które w ogóle nie
miały miejsca.
- A potem wyjechałaś do miasta? Przyznaj się, masz
pewne doświadczenia... no, z mężczyznami?
- Czy ty aby nie przesadzasz? Ja opowiadam szczerze
o sobie, a ty zaczynasz robić się ciekawski! Owszem,
mam pewne doświadczenia, ale to stare dzieje.
- Jesteś więc spragniona przyjazni i czułości?
- Chyba już o tym mówiliśmy. Przede wszystkim mu
szę mieć pewność.
128
- Jaką pewność? Co do mężczyzny, czy co do uczuć?
- I jedno, i drugie, ale uczucia chyba są najważniej
sze. Nie chciałabym przeżyć kolejnego zawodu.
- Potem znalazłaś pracę w mieście. Gdzie pracujesz?
- W biurze inżynierskim Elitebetong".
Alfred zmarszczył czoło.
- Niedawno słyszałem tę nazwę. Kiedy to było, zaraz,
zaraz... No tak, dzwoniłem tam na tydzień przed wyjazdem.
- Dzwoniłeś do mojej pracy? Po co?
- W zupełnie szczególnej sprawie. Przyprowadzono do
nas kobietę, która zemdlała na ulicy. Niestety poroniła
i odwieziono ją do szpitala. Dzwoniłem, żeby poinformo
wać o tym jej męża, który pracuje w Elitebetong". To
wszystko.
- Hm - Sara była bardzo zdziwiona. - Nic o tym nie
słyszałam.
- To był, zdaje się, drugi czy trzeci miesiąc, więc na
szczęście obyło się bez większych komplikacji.
Sara usiłowała sobie przypomnieć pracujących w jej
firmie mężczyzn, kilku z nich było żonatych.
- A jak nazywała się ta kobieta?
- Myślisz, że pamiętam? Chociaż czekaj... Chyba Bir
gitte, Birgitte Brandt, na pewno.
Sara poczuła, że nagle robi jej się gorąco. Drugi czy
trzeci miesiąc? A Erik zapewniał, że nie żyje z żoną od
ponad roku! Mówił też, że Birgitte nigdy nie byłaby
zdolna go zdradzić! Gdyby to zrobiła, miałby dobry po
wód do rozwodu.
- Biedna kobieta - ciągnął Alfred, nie mając pojęcia,
jaką przykrość sprawia Sarze. - Taka miła i uprzejma,
widać było, że jest bardzo przywiązana do męża. Tym
czasem jeden z moich kolegów twierdzi, że jej małżo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]