[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zauważył głównie pamiątki po Rebelii, broń, medale w futerałach, portrety bohaterów. Maijstral
był wstrząśnięty: uświadomił sobie nagle, że admirał Scholder to ten sam porucznik Scholder,
którego
Bataliony Zmierci szturmowały Miasto Siedmiu Jasnych Pierścieni i pochwyciły Cesarza w
czasie ostatniej bitwy Rebelii.
No, no, pomyślał Maijstral, ten człowiek wpłynął na bieg Historii.
Pamiątki nie miały wielkiej wartości - może dla zapaleńców historii wojskowości. Maijstral
podryfował, więc do artefaktu i zaczął mu się przyglądać. Skanery wizualne powiększały obraz.
Srebrny obiekt miał rozmiary melona, kształt mniej więcej siodłowaty - estetyczny, podkreślony
delikatnymi, precyzyjnie wygrawerowanymi liniami. Maijstral widział cesarską pieczęć: wygięte
N (oznaczające Nnis CVI) splecione z pnączem skuhl z Pendjali, ideogramy symbolizujące
powodzenie i szczęście, a wszystko otoczone figurą Zoot Torąue. Maijstral zrozumiał, że patrzy na
łup z cesarskich posiadłości.
Ciekawe.
Dokonał elektromagnetycznego skanowania, które wykazało stałą emisję niskiej mocy,
charakterystyczną między innymi dla niektórych systemów alarmowych. Dokładnie się rozejrzał i
odkrył, że to sam obiekt wytwarza promieniowanie. Zastanawiał się, czy ten przedmiot, gdy
zostanie podniesiony, nie zacznie wołać
 Pomocy! Pomocy!", jak w bajce.
Nie zdarzyłoby się to po raz pierwszy. Niestety, ostatnio panowała tendencja do
uatrakcyjniania systemów alarmowych.
Bardzo starannie zeskanował podest - nie znalazł nic, co sugerowałoby pułapkę lub alarm;
potem umysłem wydał komendę kombinezonowi, który otworzył ukrytą fałdę z tyłu. Czas kończyć
dzieło i wiać.
Dłonią w rękawiczce sięgnął po obiekt, objął go, poczuł dość znaczny ciężar. Podniósł
artefakt i zwinnym ruchem włożył do plecaka, który się automatycznie zamknął. Maijstral popłynął
na poziomie balkonów ku świetlikowi. Zimny obiekt ciążył mu między łopatkami.
Otwarły się drzwi w wewnętrznym pokoju. Serce Maijstrala załomotało w piersi.
Natychmiast przerwał swój inercyjny dryf.
Jego skanery nastawiły się z szybkością myśli.
Do pokoju wsunął się mały robot domowy na cichych kołach.
Podjechał do stojaka z rozenergetyzowaną bronią z okresu Rebelii i wysunął pierzastą
zmiotkę do kurzu.
Robot w ogóle nic nie zauważył. Maijstral uspokoił nerwy.
W kombinezonie, niewidoczny, znowu zaczął powoli unosić się ku świetlikowi.
Robot skończył odkurzanie pistoletów promieniowych, po czym podjechał do niszy.
Zatrzymał się i histerycznym kobiecym głosem wrzasnął:
- Pomocy, pomocy! Zostaliśmy obrabowani!
Z głębi domu odezwał się męski głos:
- Co tam, Denise?
- Włamywacz! Myślę, że nadal tu jest! Niech przyjdzie Felicyty z karabinami!
- Idziemy, Denise! - odpowiedział inny kobiecy głos. - Bandyta dostanie za swoje!
Rozmowa miała prawdopodobnie potrwać przez pewien czas - programiści tego systemu
alarmowego powinni pisać scenariusze oper mydlanych - ale Maijstral uciszył robota szybkim
strzałem z dysruptora, i zrobiłby to szybciej, jednak za pierwszym razem nie udało mu się
pochwycić pistoletu. Jak płynąca ciemna chmura, Maijstral śmignął do świetlika i ponad
trawnikiem wyleciał na zewnątrz, a za nim, podskakując, podążyły kule medialne.
Kombinezon poinformował go, że czarne skrzynki rozmieszczone wokół terenu dobrze się
sprawują  posiadłość próbowała wezwać policję, ale zostało to udaremnione. Przekroczył
zimnopole - kombinezon zneutralizował je automatycznie - a potem poleciał do miejsca, gdzie w
lataczu czekał na niego Gregor z własną dużą czarną skrzynką, która skanowała otoczenie w
zakresie wszystkich długości fal komunikacyjnych. Gregor spojrzał z uśmiechem na Maijstrala,
sadowiącego się w fotelu pilota.
- A zawsze mówiłeś, że ochrona automatyczna jest bardziej bezpieczna i przewidywalna.
Maijstral wcisnął guzik napędu i latacz z sykiem wzniósł się w ciemność na cichych
odpychaczach. Artefakt uciskał Maijstrala w plecy. Kule medialne sunęły jak race przywiązane do
ogona szczeniaka.
Nagrania z tej operacji na pewno nie zostaną sprzedane nadawcom, postanowił Maijstral.
Charakter Maijstrala ukształtował się - zupełnie przypadkowo - w wieku łat szesnastu. Z
założenia jego charakter miał się wtedy ukształtować - Maijstral był w najstarszej klasie Akademii
Nnoivarl, szkoły uważanej za jedną z najlepszych w Cesarstwie, która obiecywała zrobić wszystko,
by rozwinąć charakter chłopca. Jednak głównie uczono Wysokiego Obyczaju, języków i
khosalijskich sztuk wyzwolonych. To, co tam nabył, trudno nazwać charakterem - raczej
powierzchowną ogładą, która w wielu sytuacjach była użyteczna, ale niekiedy ciążyła jak kula u
nogi. Mimo to wielu przechodzi przez życie jedynie z takim polorem i jeśli ich charakter nigdy
zostanie poddany próbie, nie zorientują się, że to nie wszystko.
Drake Maijstral miał pecha - jego charakter został poddany próbie wcześniej, niż Maijstral
był do tego gotów. Na ogół tak jest z próbami charakteru - nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to
właśnie próba, a wtedy jest już za pózno, by się przygotować.
Ponieważ Maijstral przygotowywał się do końcowego egzaminu, pozwalano mu na pewną
swobodę - bez pozwolenia mógł opuszczać teren Akademii i chodzić w cywilnym ubraniu.
Korzystał z tej wolności, zwłaszcza dotyczyło to szanownej jasnookiej Zoe Enderby, córki
miejscowego szlachcica; jej trzynastoletni brat uczył się w Nnoivari. Była cztery lata starsza od
Maijstrala i charakter miała chyba w pełni uformowany. Spotkał ją - rzecz dziwna - na zawodach
szermierczych, choć jej brat nie należał do drużyny. Gdyby Maijstral był starszy, ta obserwacja by
go powstrzymała, ale wówczas miał zaledwie szesnaście lat.
Przedpołudnie; pomieszczenie pachnie rozpuszczalnikiem do farb - czcigodna Zoe
terminowała u miejscowego malarza. Na szybach tańczą plamy stłumionego, żółtawego światła,
sączącego się przez tropikalną roślinność. Maijstral, ubrany w szlafrok czcigodnej Zoe, czyta
czasopismo i pali cygaretkę (tamtego roku palił); w drugim pokoju Zoe rozmawia z matką przez
telefon.
- Kochanie, coś ci przyniosłem.
Maijstral nie słyszał wchodzącego. Nagle uświadomił sobie, że powinien był zamknąć drzwi
na klucz poprzedniego wieczoru; teraz, ponieważ siedział w szlafroku dziewczyny i miał długie
włosy, ten mężczyzna wziął go za Zoe.
- Przepraszam za tamtą kłótnię. Zobacz.
Biedny facet, pomyślał Maijstral. Wstał, odwrócił się - to Marc Julian, drugi kapitan
drużyny szermierczej, sztywny, w szarym mundurze Akademii Nnoivari, w długich rękach trzyma
pakunek.
Julian był hrabią Hitti, ale w szkole nie używano tytułów.
- Wybacz, Julianie - powiedział Maijstral. - Przypuszczam, że chciałeś rozmawiać z Zoe.
Jak już wspomniano, ogłady mu nie brakowało. Zaskoczony chłopak stał z rozdziawionymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •