[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dai.
- Ty nie oglądać Z archiwum X? - spytała ze zdumieniem pani Dai.
Potrząsając z niezadowoleniem głową, matka Phan stwierdziła:
- Pewnie oglądać głupie filmy o detektywach, zamiast dobry program
edukacyjny.
Gdzieś z daleka dobiegł odgłos pukania w okna i poruszania gałkami u drzwi.
Scootie wtulił się w Del, która głaskała go i uspokajała.
- Duży mieć deszcz, hę? - zauważyła pani Dai.
- I tak wcześnie -. odparła pani Phan.
- Przypominać mi deszcz w dżungli, taki duży.
- Potrzebować deszcz po suszy w zeszły rok.
- W tym roku żadna susza.
- Pani Dai - zwróciła się do kobiety Del - czy rolnicy w pani wiosce
znajdowali kiedykolwiek wycięte w zbożu koła, niewytłumaczalne wzory
odciśnięte na polach? Albo wielkie koliste zagłębienia świadczące o tym, że
na poletkach ryżowych mogło coś wylądować?
Pochylając się do przodu, matka Phan zwróciła się do pani Dai:
- Tuong nie chcieć uwierzyć w demon stukający w okno pod jego nosem, ufać, że to zły
sen, ale nie wątpić, że Wielka Stopa prawdziwa.
- Wielka Stopa? - spytała pani Dai i przycisnęła dłoń do ust, by stłumić
chichot.
Samarytanin znów wchodził po schodach na ganek. Ukazał się w oknie na lewo od
drzwi. Oczy miał grozne i fosforyzujące. Pani Dai spojrzała na zegarek.
- Wyglądać dobrze.
Tommy stał w napięciu, trzęsąc się ze strachu.
- Tak przykro przez Mai - zwróciła się do matki Tommy ego pani Dai.
- Złamać serce matki - przyznała pani Phan.
- Będzie żałować - prorokowała pani Dai.
- Tak się starać wychować ją dobrze.
- Ona słaba, magik sprytny.
- Tuong dawać zły przykład siostrze - wyjaśniła pani Phan.
- Serce boleć dla ciebie - wyznała pani Dai.
Czując ogromne, wręcz wibrujące napięcie, Tommy spytał:
- Czy możemy pomówić o tym pózniej, jeśli w ogóle będzie jeszcze jakieś pózniej?
Bestia przy oknie wydała z siebie przerazliwy, płaczliwy wrzask, który bardziej
przypominał elektroniczny dzwięk niż ludzki głos.
Pani Dai wstała ze swojego fotela i zwróciła się w stronę okna, po czym oparła się
dłońmi o biodra i powiedziała:
-Przestań, ty niedobra istota. Ty budzić sąsiadów.
Istota zamilkła, ale patrzyła na panią Dai niemal z taką samą nienawiścią, jak na
Tommy ego.
Nagle księżycowa twarz grubasa rozszczepiła się pośrodku, od brody do linii włosów,
tak jak w Newport Beach, kiedy bestia wspięła się na pokład jachtu. Połówki oblicza rozsunęły
się na boki, dzięki czemu zielone oczy wybałuszały się teraz po obu stronach czaszki, a z
ziejącej dziury w środku twarzy wystrzeliła wiązka cienkich, wieloczłonowych, czarnych
wypustek, które wiły się wokół ssącej jamy pełnej ostrych zębów. Kiedy bestia przycisnęła
twarz do okna, macki przesuwały się niespokojnie po szybie.
- Ty mnie nie przestraszyć - stwierdziła pogardliwie pani Dai. - Zapiąć
twarz i odejść.
Wijące się wypustki zniknęły w głębi czaszki, a rozdarte oblicze zamieniło się z
powrotem w twarz grubasa o zielonych oczach demona.
- Ty widzieć - zwróciła się matka do Tommy ego, wciąż siedząc z zadowoleniem i
trzymając na kolanach torebkę, a na torebce dłonie. - Nie potrzebować broń, kiedy mieć Quy
Trang Dai.
- Niesamowite - przyznała Del.
Stojący przy oknie Samarytanin, którego frustracja była niemal wyczuwalna, wydał z
siebie błagalne, pełne tęsknoty zawodzenie.
Pani Dai postąpiła trzy kroki w stronę okna, migocząc światełkami przy butach, i
zaczęła machać na bestię wierzchem dłoni.
- Szuu  rzuciła niecierpliwie. - Szuu, szuu.
Tego Samarytanin nie mógł już znieść i walnął pięścią w okno. Kiedy kawałki
stłuczonej szyby rozsypały się po podłodze salonu, pani Dai cofnęła się o trzy kroki, wpadając
przy tym na swój fotel, i powiedziała: - To nie być dobre.
- To nie być dobre? - niemal wrzasnął Tommy. - Co pani przez to rozumie?
- Chodzi jej chyba o to, że zrezygnowaliśmy z ostatniej filiżanki herbaty, jaką mieliśmy
jeszcze szansę wypić - wyjaśniła Del, podnosząc się z sofy.
Matka Tommy ego wstała ze swojego fotela. Przemówiła szybko po wietnamsku do
pani Quy Trang Dai.
Nie spuszczając oczu z demona stojącego przy oknie, pani Dai odpowiedziała w
rodzimym języku.
Przyjmując w końcu zatroskany wyraz twarzy, matka Tommy ego stwierdziła:
- Och, chłopcze.
Ton, jakim jego matka wypowiedziała te dwa słowa, podziałał na Tommy ego tak
samo, jak podziałałby lodowaty palec przesuwający się wzdłuż jego kręgosłupa.
Samarytanin przy oknie wydawał się z początku zaszokowany własną śmiałością. Było
to, w końcu, święte dominium fryzjerki czarownicy, która przywołała go z piekła czy z
jakiegokolwiek innego miejsca, z którego
czarownicy zamieszkujący okolice rzeki Xan przywoływali takie istoty. Przyglądał się
ze zdumieniem kilku ostro zakończonym kawałkom szkła, które wciąż sterczały z ramy
okiennej, zastanawiając się niewątpliwie, dlaczego nie został natychmiast odesłany do
cuchnących siarką komnat podziemnego świata.
Pani Dai spojrzała na zegarek.
Tommy zrobił to samo.
TIK-TAK.
Na wpół warcząc, na wpół popiskując, Samarytanin wszedł przez wybite okno do
salonu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •