[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bożyszczem.
 Tu alma!oh Santa Maria! esta como viva en la pintura [(hiszp.)  Twoja dusza, o Zwięta
Mario, jest jak żywa na malowidle.  wyśpiewywali jednym głosem najezdzcy i najechani,
pogodzeni wokół mojej szaty, odkąd zawieszono ją w ramach ponad ołtarzem, nazajutrz po
Bożym Narodzeniu 1531 roku. I modlili się, patrząc w oczy Maryi Panny, w których wkrótce
miała uwięzić mnie śmierć. Jakże bolesne jest dla na tym malowidle mnie to wspomnienie,
Nathalie! Jak ja nie cierpię oglądać się w oczach tych dewotów, kiedy mnie obnoszą triumfalnie,
z pobożnie złożonymi rękoma, niczym wspólnika; jakże żałuję tego 26 grudnia, gdy, jak to się
mówi w twoim życiu, uwierzyłem w siebie.
Chodzmy stąd, poszukajmy Marii Lucii, cofnij się w czasie i przeżyj ze mną Zwięto
Ostatniego Razu: rozkosz i tęsknotę, cierpienie i decyzję, by jeszcze raz doznawać razem
rozkoszy, ale ze świadomością, że już nigdy nasze ciała się nie połączą, skoro granica wieku,
zdaniem naszego spowiednika, zmieniła obowiązek małżeński w grzech śmiertelny.
Pozwól, niech w tym miejscu przepojonym jeszcze wspomnieniem naszej ofiary ogarną cię
moje uczucia. Spróbuj zrozumieć moją samotność, teraz, gdy poczułaś w bazylice siłę modlitw,
które trzymają mnie na ziemi...
Już mnie jednak nie słuchasz. Wstajesz i powracasz do terazniejszości, schodzisz ze wzgórza
i opuszczasz mnie, bo bolą cię stopy, chce ci się spać, zapada noc i tęsknisz za mężczyzną,
którego kochasz.
Do zobaczenia pózniej, Nathalie, jak to się mawia za życia.
Skupieni w głębi holu, przed wejściem do pustej restauracji, starcy w uniformach z galonami
wyglądają na spiskowców, którzy planują kolejny zamach stanu. Na mój widok rozbiegają się na
wszystkie strony. Jeden, kuśtykając, szybko idzie po moje bagaże, drugi staje na baczność, trzeci
zapina guziki uniformu, a dwaj ostatni zaczynają klaskać w dłonie, żeby spawacz wiszący na
wsporniku przestał zrzucać odłamki szkła. Nie igra się z życiem klientki, która zostawia tysiąc
pesos napiwku.
Tym razem mój pokój jest gotowy, ale za to zgubił się faks z rezerwacją. Mówię, że nic nie
szkodzi, ale najwyrazniej szkodzi, bo oznacza, że nie mogę skorzystać z taryfy, która została
wcześniej wynegocjowana. Daję recepcjoniście jak najwyrazniej do zrozumienia, że mam to
gdzieś i że chcę pójść spać. Podaję mu paszport, zaczyna go przepisywać ze starannością
fałszerza, podczas gdy boy hotelowy, lekko pod osiemdziesiątkę, czeka przy mojej walizce. Inny
wręcza mi uroczyście szarą kopertę. Zawiera ona tekst powitania w moim języku, które podpisał
ojciec Abrigón Diaz, przewodniczący Centro de Estudios Guadalupanos. Wyrażając radość ze
spotkania ze mną jutro w porze obiadowej, podaje adres restauracji, ale nie konkretną godzinę.
Najwyrazniej byłoby to nieeleganckie w tego typu zaproszeniu.
Recepcjonista zwraca mi paszport i podaje klucz do pokoju boyowi hotelowemu, który waha
się przez chwilę między dwiema windami z kutego żelaza, stojącymi naprzeciwko siebie, na
przeciwległych krańcach holu. W końcu wybiera tę po lewej, ale zaraz po zamknięciu się kraty
wydaje się żałować tego wyboru. Mrucząc pod nosem, wsuwa dłoń za pręty pokryte
zardzewiałymi kwiatami i naciska guzik z masy perłowej. Potem, w głębi kabiny, zaczyna
manipulować dzwignią przypominającą stare automaty do gry  i odrywamy się od ziemi, a seria
wstrząsów przeplata się z potwornym zgrzytaniem. Wysiadamy na trzecim piętrze. Rusza
przodem, ja za nim, korytarzem udekorowanym postaciami historycznymi, które łypią okiem
z portretów w stiukowych ramach: rewolucjoniści, duchowni, generałowie, żeglarze, wszyscy
naznaczeni rodzinnym podobieństwem  lub pochodzący spod jednego pędzla i w jednym stylu.
Ostatni portret z tej serii, większy od innych, przedstawia Juana Diega w tilmie z wizerunkiem
maryjnym. Być może artysta namalował pozostałych właśnie na jego obraz i podobieństwo, żeby
podkreślić wpływ tej postaci na tożsamość narodową: wszak to dzięki niemu meksykańscy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •