[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będę musiał się napić, jeśli mam jakoś przetrwać to przyjęcie - mruknął
Alessandro.
- Proszę bardzo. Mamy wszystkiego pod dostatkiem. Do wyboru do koloru. - Ro-
zejrzała się za Robbiem, ale ten, choć dotąd bez zarzutu odgrywał rolę gospodarza, aku-
rat teraz musiał się gdzieś ulotnić. - Przyniosę ci drinka i przedstawię towarzystwu.
Obciągnęła sukienkę, jakby tym sposobem dało się ją choć odrobinę przedłużyć.
- Podobne przyjęcia wydawałaś, kiedy byłaś na studiach - zauważył Alessandro,
podążając za nią do kuchni. - Tani alkohol, głośna muzyka, tłum ludzi...
R
L
T
- O ile dobrze pamiętam, świetnie się bawiłeś na moich studenckich przyjęciach. -
Wcisnęła mu do ręki kubek z ponczem.
- Na wszystko jest odpowiednia pora - stwierdził i pomyślał, że mówi jak stary nu-
dziarz. Na usprawiedliwienie miał tylko jedno: widok Megan w ramionach półnagiego
osiłka dotknął go do żywego. - Siedem lat temu można się było upijać tanim winem w
obskurnych mieszkankach, ale czas nie stoi w miejscu, Megan.
- To mieszkanko, jak je nazwałeś, wcale nie jest obskurne i całkiem słono kosztuje,
a ja nie jestem pijana.
- Nabrałaś mnie - zakpił. - Ale jeżeli jesteś trzezwa, to znaczy, że nadal lubisz robić
z siebie pośmiewisko.
- Zupełnie nie rozumiem, po co tu przyjechałeś - odgryzła się. - Mogłeś się wybrać
do jakiegoś kolegi. Dlaczego zaszczyciłeś swą obecnością Shepherd's Bush?
- Bo ty tu jesteś - odparł bez namysłu.
Wypił cały poncz ze swego kubka. Nie mógł sobie darować, że to powiedział.
Właściwie to nawet nie wiedział, że coś takiego pomyślał, zanim wypowiedział te kilka
fatalnych słów.
- Ty chciałeś się zobaczyć ze mną? - Megan nie posiadała się ze zdumienia.
W ciszy, jaka zapanowała w kuchni, dokładnie słyszała każde uderzenie swego
serca. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to ma sens, choć zupełnie inny niż jej się
wydawało.
- Rozumiem - skrzywiła się. - Przyszedłeś dokończyć kazanie.
Na szczęście opacznie zrozumiała jego słowa. Alessandro odetchnął z ulgą, zmiął
w dłoni plastikowy kubek i wrzucił go do wielkiej torby na śmieci, starannie umocowa-
nej na drzwiach kuchni.
- Oświadczam ci, że nie jestem ladacznicą - ciągnęła Megan. - Robbie mnie cało-
wał dla żartu. Zawiesił sobie nad głową gałązkę jemioły. - Uśmiechnęła się. - On zawsze
musi być w centrum uwagi.
- Zauważyłem. W tej chwili zajmuje się moją narzeczoną.
- Przeszkadza ci to?
R
L
T
- Victoria potrafi sama się o siebie zatroszczyć. Co do ciebie... Wcale nie jestem
tego pewien.
- Kto ci dał prawo wdzierać się do mojego domu i psuć mi zabawę swoimi kaza-
niami?
- Po pierwsze, nigdzie się nie wdzierałem. - Alessandro czuł, że musi się jeszcze
czegoś napić. Nalał sobie kubek białego wina z butelki stojącej na stole. - Jest jeszcze
tamta sprawa sprzed siedmiu lat. Nie rozstaliśmy się w przyjazni...
- Delikatnie to określiłeś - prychnęła. - Wyrzuciłeś mnie za drzwi jak stary but.
Wyobrażałeś sobie, że mnie tym uszczęśliwisz? I pewnie się spodziewałeś, że gdy kiedyś
znowu się spotkamy, to przyjmę cię z otwartymi ramionami?
Zamilkła. Policzyła do dziesięciu. Pomogło.
- Wracajmy do reszty towarzystwa - powiedziała już niemal całkiem spokojnie. -
Nie ma sensu się kłócić o przeszłość. Było, minęło, teraz każde z nas ma swoje życie...
- No właśnie - powiedział. - Ale ja się obawiam, że twoje życie nie ułożyło się tak
pięknie, jak byś chciała.
Megan nie posiadała się z oburzenia. Zrobiła pierwsze, co jej przyszło do głowy:
wylała całe wino, jakie jej jeszcze pozostało w kubku, na tego zadufanego w sobie pata-
łacha.
Alessandro dopadł ją jednym susem, złapał za rękę, przysunął usta do jej twarzy.
Megan poczuła niczym nieusprawiedliwione pożądanie.
- Ani myślę cię przepraszać - szepnęła, oszołomiona.
- Nie musisz. - Alessandro wzruszył ramionami. - Zrobiłaś to, bo jesteś na mnie
zła, a zła jesteś, ponieważ wiesz, że mówię prawdę. Spotykasz się z facetem, który się
dla ciebie nie nadaje. Nie widzisz, jaki z niego flirciarz? Skąd wiesz, co ten Robbie wy-
czynia, kiedy go nie masz na oku?
- Robbie to wspaniały człowiek - powiedziała. - A że lubi sobie poflirtować... To
zupełnie o niczym nie świadczy.
Sama nie rozumiała, czemu nadal udaje, że Robbie jest jej narzeczonym.
- Czy to twój jedyny mężczyzna od czasu, kiedy ze sobą zerwaliśmy?
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]