[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozmawiać z Mają i zarządził rozpoczęcie bitwy. A więc całe to miasto także jest wizją, myślałem.
Zapewne to on skonstruował sobie otoczenie z pózniejszego okresu swego życia, by nie dopuścić do
świadomości faktu własnej śmierci.
 To wszystko jest nieprawdziwe wymamrotałem. Pan jest... no, pan jest martwy.
 A więc, co takiego zrobiłeś, by wkurzyć tę bandę szakali?  spytał, jakby tego w ogóle nie słyszał.
 Nic nie zrobiłem.
 O, na pewno coś zrobiłeś. Znam doskonale ten sposób, w jaki na ciebie patrzą. Im się wydaje, że
rządzą tym miastem. Ba, wydaje im się nawet, że mogą rządzić całym światem.  Pokiwał głową z
ubolewaniem.  Mało tego, mają poczucie, że od nich zależy przyszłość i że wszystko potoczy się
dokładnie tak, jak oni to sobie zaplanowali. Wszystko, rozumiesz? Rozwój ekonomiczny, plany
gospodarcze, polityka rządów, nawet wartości światowych walut. No, muszę przyznać, że pomysły
mają niegłupie. Ludzie to stado baranów, sami się proszą o to, żeby nad nimi sprawować kontrolę; a
jak jeszcze przy okazji można zarobić na tym niezły grosz, to czemu nie? Tyle że ci idioci próbowali
podporządkować sobie mnie! Ale ja jestem na to za sprytny, zawsze byłem od nich sprytniejszy. No, to
przyznaj się, co takiego zrobiłeś?
 Proszę posłuchać  nalegałem.  To wszystko nie istnieje.
 No, no, no, dobrze ci radzę. Lepiej mi zaufaj. Jeśli oni są przeciwko tobie, to ja będę tu twoim
jedynym sprzymierzeńcem, innego nie znajdziesz.
Odwróciłem głowę, ale kątem oka widziałem, jak wciąż mi się przygląda bacznie i podejrzliwie.
 Uważaj, to niebezpieczni ludzie  ciągnął dalej.  Nigdy ci nie wybaczą. Popatrz tylko na mnie.
Chcieli wykorzystać moje wojskowe doświadczenie, żeby wybić Indian i przejąć ich ziemie. Potem
byłem im już niepotrzebny. Ale ja się nie dałem, zadbałem o siebie. Ciężko jest się kogoś pozbyć, jeśli
jest znanym bohaterem wojennym, nie? Więc zaraz po wojnie zająłem się polityką. I wtedy oni musieli
zacząć się ze mną liczyć. Ale dobrze mnie posłuchaj: nigdy nie zrób takiego błędu, żeby ich nie
doceniać. Oni są zdolni do wszystkiego!
Odsunął się troszkę, jakby chcąc sprawdzić, czy zrobiło to na mnie wrażenie.
 Ale, ale.. .  Nagle zmienił ton  To przecież oni mogli cię przysłać! Może jesteś szpiegiem?
Nie wiedząc, co dalej robić, po prostu ruszyłem przed siebie.
 Ty gnido!  krzyknął za mną.  Miałem rację!
Zobaczyłem, jak sięga do kieszeni i wyjmuje z niej krótki sztylet. Przerażony zmusiłem ciało do
biegu. Biegłem w dół ulicy, skręciłem w wąski zaułek. Tuż za sobą wciąż słyszałem jego dudniące
kroki. Po prawej zauważyłem otwarte drzwi. Wbiegłem do środka i zatrzasnąłem za sobą zasuwę.
Kiedy zziajany wciągnąłem powietrze, poczułem ciężkie opary opium. W pomieszczeniu były dziesiątki
ludzi; paczyli na mnie tępymi, niewidzącymi oczyma. Czy oni istnieją naprawdę, czy też są częścią
jakiejś iluzji? Większość po chwili wróciła do swoich cichych rozmów i fajek wodnych. %7łeby dojść do
kolejnych drzwi, zacząłem się z trudem przeciskać pomiędzy stłoczonymi sofami i porozkładanymi
wszędzie brudnymi materacami.
 A ja cię znam  wybełkotała jakaś kobieta. Stała oparta o ścianę, głowa jej zwisała do przodu,
jakby była dla niej za ciężka.  Chodziłam z tobą do szkoły.
Przez chwilę patrzyłem na nią zaskoczony, a potem nagle przypomniałem sobie dziewczynę z
mojego ogólniaka, która cierpiała na depresję i brała narkotyki. Uciekała z klinik odwykowych, nie
chciała się leczyć, aż w końcu przedawkowała i zmarła.
 Sharon, czy to ty?
Udało jej się uśmiechnąć. Obejrzałem się na wejściowe drzwi, wciąż wystraszony, czy zbrojny w
nóż eks-generał nie zdołał się tu wedrzeć.
 W porządku  powiedziała, jakby czytając w moich myślach.  Możesz z nami zostać. Tutaj
będziesz bezpieczny, nikt cię nie dosięgnie.
Podszedłem do niej bardzo blisko i tak łagodnie, jak tylko potraciłem, powiedziałem:
 Ale ja nie chcę zostać. To wszystko jest tylko złudzeniem.
Kiedy tylko wymówiłem te słowa, kilka osób gniewnie spojrzało w moją stronę.
 Proszę cię, Sharon  szeptałem.  Chodz ze mną.
Dwóch najbliżej siedzących mężczyzn podeszło i stanęło u boku Sharon.
 Wynoś się stąd  rzucił pierwszy.  Zostaw ją w spokoju.
 Nie słuchaj go  ten drugi zwrócił się do Sharon.  To wariat. My jesteśmy sobie potrzebni.
Pochyliłem się lekko, żeby móc spojrzeć Sharon prosto w oczy.
 Sharon, zrozum, to wszystko nie istnieje. Ty nie żyjesz. Musimy się stąd jakoś wydostać.
 Zamknij się! Zostaw nas w spokoju!  krzyknął ktoś z boku. Cztery czy pięć osób wstało i zaczęło
iść wprost na mnie.
Wycofywałem się w kierunku drzwi, a tłum podążał za mną. Odwróciłem się jeszcze i zobaczyłem,
jak Sharon wraca do swej poprzedniej, skurczonej pozycji. Wybiegłem szybko przez drzwi, ale
okazało-się, że wcale nie trafiłem na ulicę. Znalazłem się w jakimś biurze, zapchanym komputerami i
szafkami na dokumenty, ze stołem konferencyjnym na środku  wszystko nowoczesne, z
dwudziestego wieku.
 Hej, tu nie wolno wchodzić  powiedział jakiś głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •